"Ludzie nie mają pojęcia, jak bardzo są silni,
dopóki bycie silnym nie jest jedynym wyjściem, które
mają."
Rozluźnił
pięści, czując jak paznokcie powoli zaczynały ranić mu skórę. Rozcinały ją
tkanka po tkance, usiłowały bezskutecznie przedrzeć się do kości. W porę
rozprostował palce i uniósłszy dłoń, z obojętnością obserwował spływającą po
liniach papilarnych strużkę krwi.
Naruto nic nie zauważył, jednak rana nie uszła uwadze
Sakury. Shikamaru czasami myślał, że ta dziewczyna wyczuwała zapach szkarłatnej
cieczy na kilometr. Podłapał jej zatroskane spojrzenie i machnął uspokajająco
ręką, ruchem głowy wskazując na lustro weneckie oraz leżącą na posadzce Temari.
To ją powinna opatrzyć.
Całe
przesłuchanie obserwował jak na szpilkach. Przeżywał wszystko intensywniej niż
pozostali. Czuł ból Temari, jej upokorzenie i zażenowanie intymnymi pytaniami,
buzującą w niej złość oraz chęć dopieczenia Ibikiemu. Pragnienie zemsty tak
wielkie, iż nie był pewny, czy nie dorzucił do niej własnych wzburzonych
emocji. Nie do końca to rozumiał, ale szybko przestał analizować. Wiedział, że
w starciu z uczuciami stał na przegranej pozycji.
- I co o tym myślisz? - spytał Uzumaki, więc Nara
niechętnie przeniósł na niego spojrzenie.
Westchnął. W przeciwieństwie do Naruto on w odpowiedziach
Temari szukał dowodów na niewinność, a nie argumentów przemawiających za jej
skazaniem. Próbował odnaleźć brakujący element układanki i nawalił.
- Wciąż to samo. - Wzruszył ramionami i miał wrażenie, że
ten gest uwolnił go od ogromnego ciężaru. Całe napięcie i stres bieżącego dnia,
po prostu z niego wyparowały. – Wątpię, żeby Ibikiemu udało się coś z niej
wyciągnąć, jest zbyt silna. Chyba tylko Ino ma jakiekolwiek szanse coś z niej
wydobyć. Nie jestem zwolennikiem grzebania w cudzych wspomnieniach, ale w
przypadku Temari, to jedyna opcja.
- Może za wysoko ją cenisz - odparł lekko Naruto,
uśmiechając się smutno kącikiem ust.
- Mylisz się - mówił z pewnością siebie w głosie - ta
dziewczyna jest silniejsza psychicznie, niż mógłbyś sobie to wyobrazić. Idę o
zakład, że drugie przesłuchanie również zakończy się fiaskiem.
- Stoi. - Shikamaru uniósł brwi w zdumieniu. - Będę
trzymał kciuki za twoją wygraną.
Z tymi słowami Uzumaki odwrócił się i wyszedł, a jego
biało-czerwony płaszcz Hokage powiewał za nim.
W tym samym momencie drzwi od sali przesłuchań otworzyły
się z hukiem. Ibiki przystanął przy wyjściu na korytarz, obrzucając ich
roziskrzonym, wrogim spojrzeniem i warknął rozwścieczony. Energicznym ruchem
wskazał palcem Narę.
- Ty! Bierzesz ją na ręce i idziesz za mną - poinstruował
go ostro. Wręcz emanował złością, z pewnością zupełnie niezadowolony z
efektów przesłuchania.
- Zaczekaj! - pierwsza zareagowała Sakura. - Co właściwie
chcesz z nią teraz zrobić?
- A to nie oczywiste? Zabieram ją na drugie
przesłuchanie, moje własne przesłuchanie, na które wy, gówniarze, nie macie
wstępu.
- No chyba sobie żartujesz! - wybuchła, mocno
gestykulując rękoma. - Naruto ustalił następne przesłuchanie na jutro w
południe. Poza tym muszę ją trochę podleczyć i…
- Nie będziesz jej leczyć, a rozkazy waszego Hokage mnie
nie interesują. Nikt z was nie będzie mi dyktował, jak mam odwalać swoją
robotę, więc stul pysk, Różowa, i trzymaj łapy precz od mojego więźnia,
ponieważ jeśli spróbujesz zmniejszyć choć jedną ranę na jej ciele, obiecuję ci,
że pojawi się ona tam znowu, znacznie głębsza i bez szans na uleczenie,
zrozumiałaś?! - Sakura w odpowiedzi jedynie zacisnęła pięści i odwróciła wzrok;
mimo wszystko nikt nie lubił przeciwstawiać się Ibikiemu. - Nara! Przynieś ją
do moich podziemnych lochów, sala 48.
Z
ostatnimi słowami opuścił pomieszczenie.
- Dupek! - prychnęła medic ninja, tupiąc potężnie nogą.
Odwróciwszy się w stronę Shikamaru, dodała: - A ty co, zamierzasz go posłuchać?
- Chyba nie mamy innego wyjścia, nie sądzisz? - odparł
beznamiętnie.
- Niewiarygodne - skwitowała z pogardą.
Przechodząc
do sali przesłuchań, Shikamaru słyszał, jak burczała pod nosem coś na temat
tego, że żaden sadysta nie będzie jej zabraniał wykonywania swojego zawodu oraz
o jego braku jaj. Odprowadził ją wzrokiem do ciała No Sabaku; klękając przy
niej, wciąż poruszała ustami, lecz żadne słowo nie dotarło już do jego uszu.
Nie zdążył mrugnąć a usłyszał wołanie Sakury.
Spojrzawszy w lustro weneckie zobaczył jak dziewczyna wzywa go naglącym ruchem
ręki. Czas zabawić się w tragarza omdlałych niewiast, pomyślał z przekąsem
jeszcze zanim ruszył w stronę drzwi.
~*~
Kiedy
otworzyłam oczy, nie wiedziałam, gdzie jestem. A może powinnam była powiedzieć
nie widziałam? Zewsząd otaczała mnie czerń, a próbując się poruszyć, napotkałam
opór. Byłam przykuta do ściany, nadgarstki miałam wykręcone i skute, nogi tak
samo. Czułam to, ale nie widziałam…
-
Co jest, kurwa! - warknęłam, próbując się uwolnić. Metalowymi kajdankami
pokaleczyłam sobie nadgarstki, jednak ból był nikły, zaledwie łaskotało.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że po prostu straciłam czucie w rękach.
Nie miałam pojęcia, jak długo tkwiłam już w tej pozycji, ale z pewnością na
tyle długo, żeby krew odpłynęła z zawieszonych ponad głową ramion.
-
Widzę, że Księżniczka postanowiła zaszczycić nas swoją obecnością. - Do moich
uszu doleciał kpiący głos Ibikiego. Próbowałam go zlokalizować, obracałam głową
we wszystkie strony, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Czerń pozostała
nieprzenikniona.
Nagle
poczułam silne uderzenie w brzuch. Pod jego wpływem szarpnęłam się gwałtownie w
przód, pogłębiając krwawe bruzdy na przegubach. Metaliczny posmak krwi napłynął
mi do ust, więc wyrzuciłam ją z siebie, razem z resztkami mojego ostatniego
posiłku. Tym razem Ibiki bardziej się przyłożył niż na przesłuchaniu, z trudem
łapałam oddech. Szybko poskładałam wszystko do kupy: Jestem w Konoha… Jestem
więźniem… Podejrzewają mnie o masowe morderstwo… I w końcu dotarło do mnie,
dlaczego nic nie widziałam. Ten skurwiel zawiązał mi oczy!
-
Pamiętaj, że obiecałaś mi być twardą, skarbie! - Usłyszałam, a zaraz potem
ponownie oberwałam, tym razem Morino wymierzył cios w żebra. Siła uderzenia
pozbawiła mnie zgromadzonego w płucach powietrza.
Nie
pieścił się ze mną. Już nie.
Oszołomiona
bólem łapałam płytkie, szybkie półoddechy. Zagubiłam się na moment, Ibiki
wymierzył mi kopniaka w biodro, a na skórze poczułam szorstką fakturę buta.
N a
s k ó r z e. Cholera, byłam naga!
To
odkrycie wprowadziło mnie w stan furii. Wierzgałam w miejscu przy
akompaniamencie pobrzękiwania łańcuchów, swędzenie na nadgarstkach przerodziło
się w pieczenie, wzdłuż kości promieniowej prawej ręki spływał mały strumyk
krwi. Zaczęłam odczuwać chłód podłogi pod pośladkami, kamienną ścianę za
plecami, powietrze otulające całe ciało, oszałamiający brak materiału. Zupełnie
jakby moje zmysły obudziły się, wcześniej uśpione przez dezorientację.
Wstyd.
Poniżenie. Upodlenie. Nienawiść litrami przepływała przez mój krwiobieg,
bezskutecznie szukając ujścia. Bezradność będzie ostatnią rzeczą, za którą
sukinsyn zapłaci mi przed śmiercią.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci brak ubrań? -
spytał z drwiną. Jego śmiech zakorzenił się w moich wspomnieniach niczym
niepotrzebny chwast. Przez długi czas nie będę w stanie go wyplenić. -
Pomyślałem, że to dobry pomysł na przełamanie lodów. Wiesz, może w tak intymnej
sytuacji zechcesz zwierzyć mi się ze swoich grzeszków. Podobno naga kobieta, to
szczera kobieta. Obnażona ze swoich słabości i takie tam.
- Gadasz jak potłuczony, Ibiki - mówiłam ze względnym
spokojem. - Czyżby moja nagość cię onieśmielała?
Nagle coś szarpnęło za łańcuchy przy moich stopach,
wyprostowałam wcześniej podkulone do siebie nogi, czując się jeszcze bardziej
odkryta. Próbowałam znów je podciągnąć, ale wyglądało na to, że Ibiki
przydeptał złączenie kajdan butem. Szlag by go trafił.
- Powinnaś wiedzieć, że mało co mnie onieśmiela. -
Dotknął mnie czymś twardym, chłodnym i podłużnym. Samą końcówką jeździł po skórze na odcinku kolano-połowa uda. - A już na pewno nie twoje ciało.
Napięłam mięśnie przywodzicieli oraz złączyłam ze sobą
kolana, aby uniemożliwić Ibikiemu dalszą wędrówkę w górę.
-
Wiesz, nigdy nie przypuszczałem, że kobiece ciało może być tak fascynujące. -
Usłyszałam tuż przy uchu. - Natura była dla ciebie zdecydowanie zbyt hojna.
Przeszedł
mnie nieoczekiwany dreszcz obrzydzenia. Odruchowo starałam odsunąć się od
Ibikiego, jednak kajdany skutecznie mnie unieruchomiły. Po pomieszczeniu
rozniósł się psychopatyczny śmiech tego pieprzonego drania.
- Dokąd to, hm? Mieliśmy się lepiej poznać,
zapomniałaś? - warknął.
Nagle
na piersi poczułam chłód stali, a zaraz po nim szarpnięcie i ciepło krwi
wylewającej się z nowo otwartej rany. Zacisnęłam zęby, usta układając w wąską
linię. Najchętniej krzyknęłabym na całe gardło, żeby uwolnić rozsadzającą moje
serce frustrację. W płucach zebrałam już wystarczającą ilość powietrza, przed
wybuchem powstrzymywał mnie jeden szkopuł: satysfakcja tego drania. Nie mogłam
pozwolić mu myśleć, że mnie złamał.
- Idź do diabła! - warknęłam rozsierdzana bezsilnością.
Skrępowana,
mogłam bronić się wyłącznie ostrymi słowami, które wciąż i wciąż wydawały mi
się zbyt mało znaczące. Gdyby litery i sylaby posiadały moc destrukcyjną,
użyłabym całego alfabetu i wszystkich znanych światu zwrotów, żeby przydusić
Ibikiego do podłoża, wycisnąć z niego ostatni oddech, a na koniec wbiłabym mu w
serce ,,t”, używając go zamiast drewnianego kołka.
-
Już tam byłem - zaczął po mojej lewej - masz pozdrowienia od Lucyfera. Mówił,
że chętnie spotka się ze swoją ulubienicą.
Cios
jaki zadał mi po tych słowach, sprawił, że ze ściany, na której wylądowałam
posypał się tynk, w uszach mi dzwoniło, a w głowie miałam istną karuzelę.
Kolejne uderzenia przynosiły ze sobą coraz więcej bólu. Czułam go w każdej
tkance, na każdym złączeniu nerwów, moja skóra wydawała się nim pulsować.
Zaczynałam tracić świadomość, znikałam w rytmicznej melodii wystukiwanej przez
pięści Ibikiego, powoli wymykałam się życiu z rąk…
-
Znasz powiedzenie „prawda Cię wyzwoli”? Radzę ci wziąć je sobie do serca,
skarbie.
Jego
słowa nieznacznie mnie otrzeźwiły. Przypomniały, że przecież powinnam walczyć o
swoją niewinność, o nieskończoną ilość uderzeń mojego serca i w o l n o ś
ć. Złap świat za łydki, pomyślałam, potrząśnij nim, znokautuj
wszystkich i utrzymaj się na powierzchni.
Spróbowałam
podciągnąć się na skutych ramionach, ale tak szybko jak napięłam mięśnie, te
postawiły opór, wycieńczone, obite, obolałe. Wyśpiewywały litanię cierpienia,
błagając o poddanie się, o kapitulację, która dałaby im pozwolenie na
spoczynek. Zdradziło mnie własne ciało a świadomość tego zalała mnie falą
zrezygnowania oraz upokorzenia. Byłam beznadziejna. Zapewniałam Ibikiego, że
nie dam mu się złamać, jednak poległam i to z taką łatwością.
- Kochanie - mruknął mi do ucha, ręką wędrując w górę po
wewnętrznej stronie uda. Ten dotyk był tak cholernie delikatny w
porównaniu z ciosami! Skóra natychmiast zareagowała dreszczem, a udręczone
mięśnie się rozluźniły, przez co zaczęłam gardzić samą sobą. - Młody Nara
mówił, że jesteś niezła w łóżku. Zastanawiałem się, czy mówił prawdę.
Nagle odkryłam w sobie ukryte pokłady energii: wyrzuciłam
nogi w przód, kopiąc Ibikiego… w coś. Jęknął, zaklął siarczyście, głośno i
nieprzyzwoicie. Nazwał mnie dziwką, suką oraz pierdoloną księżniczką, a ja
odebrałam to jako komplementy. Odczułam ulgę, w piersi natomiast wzrastała
duma.
Trwało to jednak kurewsko krótką chwilę.
Ibiki rzucił się na mnie, mocując uścisk dłoni na mojej
szyi. Jego twarde, silne, grube palce wbijały się w pory skóry, przyduszały
tchawicę. Paznokcie wydrapywały krwawe bruzdy. Szarpnęłam rękoma, ale tak jak
wcześniej, usłyszałam jedynie stukot kajdan. Nie byłam w stanie w żaden sposób
się obronić, a świadomość tego niczym granat wybuchła w moim umyśle. Zaraz
mnie zabije, myślałam przerażona, a potem zgwałci. Albo najpierw zgwałci
i wtedy dopiero zabije.
Strach wycisnął mi z oczu łzy. Nie mogłam oddychać, nie
mogłam się ruszyć. Jedyną rozsądną opcją wydawało się być przyznanie się do
winy, ale i to było poza moim zasięgiem. Rzęziłam, bezskutecznie walcząc o
oddech, płakałam coraz mocniej. Boże, ja płakałam! W życiu robiłam to tylko
raz: na pogrzebie matki. To nie miało racji bytu! Nie chciałam… ja nie chciałam
umierać w ten sposób.
Wypuść sierp o zachodzie słońca -
rozbrzmiało mi w głowie.
Wtedy straciłam przytomność, będąc przekonaną, że właśnie
tak wygląda umieranie.
~*~
Pizda
zemdlała.
Ibiki
ryknął niezadowolony na całe gardło, a jego głos mocno rozniósł się po
pomieszczeniu. Nie pozwolił jej na sen, nie pozwolił jej nawet na moment
odpoczynku od bólu, więc jakim prawem śmiała zemdleć. Pewne duszące uczucie
powoli zaczęło narastać w jego klatce piersiowej, dławić go w gardle,
powodowało konwulsyjne ruchy jabłka Adama. Niewyobrażalna wściekłość rozsadzała
mu ciało oraz umysł i za wszelką cenę musiał ją rozładować.
Nie
pozwolił jej zemdleć.
-
Wstawaj, suko, jeszcze z tobą nie skończyłem! - krzyknął zadając jej liczne
kopniaki w brzuch, biodro, głowę. Nic na nią nie działało, bezwładne ciało
Temari zwisało przy ścianie, wiotkie i nagie, utrzymywane jedynie przez
łańcuchy.
Ibiki
znał się na swojej robocie. Kiedy tylko chciał, potrafił złamać każdego,
nieważne ile czasu mu to zajmowało. Mimo swojej wybuchowej osobowości potrafił
być nadzwyczaj cierpliwy i wytrwały, jego najtwardsi więźniowie dostarczali mu
rozrywki czasem nawet na dwa tygodnie. Tym lepiej dla niego - uwielbiał
podziwiać ból na ich twarzach, a największą radość sprawiało mu obserwowanie
ich powolnego upadania w sobie, procesu, kiedy
docierało do nich, że nigdy nie mieli szans na zatajenie przed nim
jakiegokolwiek faktu. Ich sekrety zawsze wychodziły na jaw. Chociaż
niekiedy również kłamali - woleli gnić w więzieniu, niż dalej znosić agonalne
męki, których z przyjemnością im dostarczał.
Z
Księżniczką Suny nie mogło być inaczej.
Pomieszczenie
było niewiele większe od standardowej celi, bez okien, zamykane na stalowe,
dźwiękoszczelne drzwi. Do tej sali przyprowadzał jedynie swoich ulubieńców,
tych silnych i głośno krzyczących więźniów, z którymi lubił bawić się nieco
ostrzej. W lewym rogu od wejścia stało urządzenie tortur: stalowe łoże ze
skórzanymi pasami służącymi do krępowania ofiary, na tej samej wysokości
mosiężne śruby z ostrym, szpiczastym zakończeniem, nieraz już sprawnie
wkręcał je w kończyny torturowanej osoby. Urządzenie miało również funkcję
rozciągania ciała, kilka razy nawet udało się Ibikiemu złamać w ten sposób parę
kości.
Na
prawo od wejścia znajdowała się Ściana Płaczu i to właśnie na niej wisiała
Temari. Oprócz kajdan przymocowano do niej także haczyki do podwieszania ciała
oraz półki, na których leżały różnego rodzaju noże, ostrza, szpikulce. Do
ulubionych narzędzi Ibikiego należał tasak do mięsa, zakupiony trzy lata temu u
miejscowego rzeźnika; odciął nim już przynajmniej ze sto palców
przesłuchiwanym.
Przez
chwilę zastanawiał się, czy powinien odciąć coś No Sabaku i uznał, że odcięcie
jej sutków nie spowodowałoby wielkiego uszczerbku na jej urodzie. Mimo wszystko
miał słabość do pięknych kobiet. Może jeśli dalej będzie taka niegrzeczna i
nieposłuszna, to zabawi się z nią w inny sposób.
Przy
okazji wkurwiłbym tego gówniarza Narę.
Zapalił
się do pomysłu przysporzenia Księżniczce
większej dawki cierpienia, pragnął usłyszeć jej szczery krzyk bólu. Do
tej pory jedynie pojękiwała, cicho wrzeszczała i płakała, a to mu nie
wystarczało. Potrzebował wysokich decybeli, chciał poczuć, jak pękają mu
bębenki uszne.
Musiał
ją ocucić.
Podszedł
do zamontowanego obok Łoża Tortur zlewu i do metalowej miski leżącej pod nim
nalał lodowatej wody. W momencie, gdy miał się już odwrócić, usłyszał szczęk
kajdan. Uśmiechnął się do siebie, ciesząc się na zupełnie nową zabawę.
Nieważne, że sama się obudziła i tak miał zamiar oblać ją wodą, aby wyziębić
jej ciało. Wtedy rozgrzałby ją upuszczając nieco krwi, dostarczy jej pięknego
bólu, za który mu jeszcze podziękuje...
Odwróciwszy
się usłyszał coś jeszcze: dźwięk łamania kości, puste pstryk. Jeszcze
zanim na nią spojrzał już wiedział, co się stało. Suka wyłamała sobie kciuk
lewej dłoni, tak, by jej dłoń przecisnęła się przez okowy!
-
Kurwa! - ryknął, upuszczając miskę z wodą. Ciecz rozlała się na podłodze,
sięgając stóp Temari. Ona sama właśnie ściągała z oczu czarną przepaskę,
odsłaniając turkusowe, błyszczące oczy. Tkwiła w nich furia i coś na kształt
szaleństwa.
-
Co jest, Ibiki, wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha - zakpiła z niego. Jej uśmiech
mówił wszystko: Chwilowo to ja mam przewagę, skarbie.
Puste
pstryk i druga dłoń Temari również prześliznęła się przez stalową obręcz. Wstała na nogi, a całe jej ciało emanowało pewnością
siebie, jeśli coś ją bolało, nie dawała tego po sobie poznać. Nie
udawała też wstydliwej damy. Z pełną nonszalancją czekała na jego reakcję.
Ibiki
wypiął dumnie pierś, mocno stając na nogach. Nie mógł sobie pozwolić na
słabość; moment zaskoczenia już przeminął a on był na swoim terenie. Znał każdy
milimetr w tym pomieszczeniu, spędził w nim miliardy godzin, narzędziami tortur
posługiwał się równie sprawnie, co sztućcami.
-
Zabrakło ci języka w gębie? - zaszydziła, uśmiechając się kącikiem ust. Trwało
to zaledwie moment, potem na jej twarz znów wstąpiło chłodne opanowanie. -
Skułeś ją, rozebrałeś i poniżałeś, więc teraz mi za to zapłacisz, sukinsynie -
zagroziła.
-
Złotko, nie zapominaj, że to ja tu jestem oprawcą i rozdaję karty. Także stul
pysk i grzecznie usiądź, a może nie zrobię ci większej krzywdy niż dotychczas -
odparł, zbliżając się na dwa kroki. Spodziewał się, że spanikuje i
posłusznie wycofa się, zajmując swoje poprzednie miejsce, ale postąpiła
inaczej: z dumnie uniesioną brodą wyszła mu naprzeciw.
- A
jak zamierzasz zrobić jej tę krzywdę, co? - spytała, głosem przesiąkniętym
gorzkim cynizmem. - Tymi marnymi kunai, które masz w kieszeni? Nie rozśmieszaj
mnie, doskonale wiem, że wszystkie twoje zabawki leżą na półce za mną. A ja nie
pozwolę ci się do nich zbliżyć.
Rzeczywiście,
nie miał przy sobie innej broni, ale to Temari wyłamała sobie kciuki i była
całkowicie bezbronna, nie on. Dalej trzymał jej życie w garści i nie zamierzał
wypuszczać.
-
Podczas przesłuchania byłeś tak pewny siebie, Ibiki. W innych okolicznościach
nawet uznałabym twoje zachowanie za urocze. Tak bardzo wierzyłeś, że uda ci się
wyciągnąć z niej jakieś informacje, że w końcu ją złamiesz. Naprawdę
determinacja godna podziwu, ale wiesz co? - mówiła, jednocześnie lewą
ręką sięgając po pierwszą broń znajdującą się na półce, długi sztylet o cienkiej
rękojeści przypominający katanę. Sprawnie schwyciła ją w zdrowe palce,
traktując oręż niczym lekkie piórko. - Ona nic nie wie - dodała, mierząc
klingą wprost w Ibikiego. Ostrze zatrzymało się metr przed jego splotem
słonecznym.
Morino
zesztywniał. Wystarczyło, żeby No Sabaku wykonała szybki krok naprzód, a stal
przebiłaby go na wylot. Z drugiej strony, wystarczyło, żeby on wykonał szybki
krok naprzód, a mógłby ją bez problemu obezwładnić, przejąć klingę i przeważyć
szalę zwycięstwa ponownie na swoją stronę. Musiał rozproszyć ją rozmową, aby
uśpić tym jej czujność.
-
Kto nic nie wie? - Uczepił się ostatniej wypowiedzi dziewczyny.
-
Temari, oczywiście - odparła gładko. - Wy mężczyźni jesteście tacy niedomyślni.
Nawet jeśli dajemy wam klarowne wskazówki, nawet jeśli podsuwamy wam odpowiedź
pod sam nos, wy nic nie dostrzegacie. Idioci - mówiła z jadem, z kolejnym
krokiem zmniejszając dystans między ostrzem a ciałem Ibikiego. - Właśnie
dlatego was wszystkich nienawidzę, chociaż znalazłoby się ku temu o wiele
więcej powodów.
Teraz!
Był pewien, że wybrał odpowiedni moment na kontratak, jednak się mylił. Kiedy
spróbował zaskoczyć Temari i wyrwać jej sztylet z ręki, ta wykonała zgrabny
piruet, umykając mu. W następnej chwili został powalony na ziemię, a
Księżniczka, siedząc na nim okrakiem, przykładała mu ostry koniec ustawiony na
sztorc do krtani; czuł jak metal przecina jego skórę.
Z
przerażeniem zaczął analizować sytuację. Gdzie popełnił błąd? Jakim cudem
zdołała powalić go na ziemię z taką łatwością? Jego! Doskonale wyszkolonego,
rosłego shinobi wysokiej rangi, osobę, która nigdy nie przegrała!
Oddychając
płytko, by nie ruszać zbyt gwałtownie jabłkiem Adama, spoglądał w oczy swojego
oprawcy. A one sprawiły, że pogubił się do reszty. Były zimne i puste, a przede
wszystkim ciemniejsze niż wcześniej. Zatapiał się w nich, tonął w ich głębi,
nie potrafiąc uwolnić się z tego więzienia, natomiast jego ciało oblał zimny
pot. B a ł s i ę. Po raz pierwszy w życiu to on się kogoś
bał, a nie na odwrót.
-
Teraz już rozumiesz, kochanie? - spytała, pochylając się nad nim. Ostrze wbiło
się o milimetr głębiej.
Obserwując
z dołu twarz Temari, Ibikiemu wydawało się, że miał do czynienia z Boginią
Śmierci, która w dłoniach trzymała swoją kosę, a aureola złotych włosów
dopełniała groteskowego obrazu. Zawsze myślał, że wysłannicy Szatana w
wyglądzie przypominają straszne kreatury, a nie Anioły.
-
Temari jest jedynie moją marionetką, a ty próbowałeś ją skrzywdzić. Nieładnie z
twojej strony. Nie lubię, kiedy ktoś rusza moje zabawki. Chyba rozumiesz, że
musisz mi za to zapłacić, racja? No więc - zaczęła, uśmiechając się słodko -
jak chciałbyś umrzeć?
Temari
jest jedynie moją marionetką. Teraz zrozumiał. Jak w ogóle mógł to
przeoczyć? Przecież No Sabaku od chwili przebudzenia po nagłym omdleniu mówiła
o sobie w trzeciej osobie. Ta suka miała rację: był idiotą, ponieważ stracił
czujność, zafascynowany chęcią wyrządzenia jej jak największej krzywdy oraz
oszołomiony pięknem nagiego ciała.
-
Kim jesteś?
-
Pytam, jak chcesz zginąć, bo podobno znasz tę dziurę i lubisz się bawić w kata.
Na pewno masz swoje ulubione techniki mordowania, prawda? Zdradź mi je, a obiecuję,
że sprawię ci dokładnie taki ból, jakiego oczekujesz. Czy to nie wspaniałe?
-
Spytałem: kim jesteś?! - zagrzmiał ponownie.
-
Nie lubię się powtarzać, a fakt, że nie potrafisz docenić mojej łaski wobec
ciebie nawet w obliczu śmierci jeszcze bardziej mnie wkurza. Wy mężczyźni
jesteście kurewsko niewdzięczni. Za to również was nienawidzę.
-
KIM JE… - zaczął głośniej o oktawę, ale nigdy nie dokończył pytania.
Przeszkodziła mu w tym krew, którą zakrztusił się, gdy ostrze przebiło jego
krtań. Nie mając już nic do stracenia, zaczął się wierzgać, chciał złapać
Temari i ją udusić, wziąć odwet. Jednak nie mógł. W powietrzu wyczuł silne
natężenie potężnej chakry natury powietrza. To ona przygwoździła go do podłoża,
nie pozwalając na najmniejszy nawet ruch.
- No
i straciłeś swoją szansę - powiedziała z udawanym smutkiem. Pozostawiwszy
sztylet w gardle Morino, wolną ręką pogładziła jego policzek, paznokciem kreśląc
linię blizny. - Pytałeś o moją tożsamość. Co powiesz na to, żebym uznała to za
twoje ostatnie życzenie? Chcesz? - Z jego krtani wydobył się jedynie bulgot. -
Jestem nikim, kochanie. Niczym więcej, niż dziewczyną, która żyje w ciele
Temari.
Morino
usłyszawszy to skonał.
~*~
Moje
oczy zobaczyły:
Z
początku niewyraźny obraz. Przez dłuższą chwilę próbowałam złapać ostrość widzenia, dlatego na
zmianę mrużyłam i rozszerzałam oczy. Natomiast kiedy wszystko zobaczyłam w
idealnych parametrach, żałowałam, że w ogóle się ocknęłam.
Znalazłam
się w nieznanej mi celi, otoczona przez urządzenia tortur. W dłoniach trzymałam
zakrwawiony, długi sztylet. Przede mną leżało martwe ciało Ibikiego, a jego
pusty, przerażony wzrok wpatrywał się idealnie we mnie, mówiąc: to ty jesteś
winna.
Wszystko
byłoby w porządku, gdyby ktoś wytłumaczył mi, co tu się, kurwa, stało!
W
mojej głowie:
Panował
chaos. Mózg jakby odmówił współpracy, zamiast analizować zaistniałą sytuację,
jedynie produkował kolejne pytania i niejasności.
Próbowałam
zrozumieć, dlaczego wciąż naga stałam pośrodku tej cholernej celi z bronią w
ręku. Próbowałam zrozumieć, dlaczego moje oba kciuki promieniowały piekielnym
bólem i jakim cudem mimo tego byłam w stanie utrzymywać długie, ważące około
dwóch kilogramów ostrze. Próbowałam zrozumieć, dlaczego w moim krwiobiegu
krążyła adrenalina, powodująca drżenie całego ciała oraz nieuzasadnioną
euforię, ale przede wszystkim próbowałam odgadnąć, kto, do diaska, zabił tego
skurwysyna i mnie uwolnił, pozostawiając na koniec na miejscu zbrodni jako pamiątkę.
Rzeczywistość:
Była
przerażająca. Kiedy upuściłam sztylet, a ten uderzył w kamienną posadzkę z
metalicznym brzdękiem, uświadomiłam sobie prawdę. Mózg wrócił do życia, w
ramach przeprosin za chwilową niedyspozycję przynosząc w prezencie odpowiedzi:
- kciuki
bolały, ponieważ zostały złamane i to ja sama je złamałam. Dzięki temu uwolniłam się z kajdan i ściągnęłam opaskę.
- po mojej
lewej dostrzegłam półkę z narzędziami, z niej musiałam wziąć sztylet.
Mogłam go utrzymać w dłoniach dzięki adrenalinie, która zakłócała odczuwanie
rzeczywistości, czyli również bólu.
- w
pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie, więc oczywistym stało się, że
właśnie ja odpowiadałam za zamordowanie Ibikiego. Stąd wzięła się adrenalina i
euforia - widać miałam przy tym niezłą zabawę.
Super -
myślałam - świetnie, wszystko jasne. Gdybym jeszcze cokolwiek pamiętała!
Zaczęłam
się mocniej trząść, byłam przerażona. Przed chwilą (prawdopodobnie)
popełniłam okropną zbrodnię, której, wiedziałam, już się nie wyprę, ponieważ w
głowie dzwoniła mi pieprzona pustka. Dokładnie tak samo jak trzy lata temu,
kiedy oddział ANBU Konohy znalazł mnie przy martwych ciałach ludzi z klanu
Inuzuka. A co, jeśli naprawdę byłam winna i po prostu tego nie pamiętałam? Może
rzeczywiście powinni mnie zamknąć.
To
wszystko było tak bardzo popieprzone! Po raz kolejny we własnym ciele czułam
się jak intruz.
Z
krzykiem bezradności na ustach upadłam na kolana i zapłakałam.
Wtedy:
Ktoś
otworzył drzwi.
"Była obca sobie samej. Próbowała
zapanować nad lękiem,
który narastał w niej coraz bardziej z każdym
dniem.
Patrzyła w lustro i widziała obcą kobietę,
która tylko z wyglądu przypomina ją
samą."
Katarzyna Zychla Tajemnica Magdaleny
Od
Autorki:
Sposób, w jaki został napisany ostatni fragment, zainspirowany książką Święty
Chaos C. Harasimowicza. Serdecznie polecam! :)
No
i wielkie podziękowania dla Just Me bez której, uwierzcie mi, ten
rozdział chyba w ogóle by nie powstał. Dopadło mnie jakieś wypalenie. Masakra! ;C
I
jeszcze doszłam do wniosku, że jakoś nie za bardzo jestem zadowolona z tej
historii. Tak trochę jest bez ładu i składu. Echhh. Do końca zostało
maksymalnie 5 rozdziałów, minimalnie 3. Tak zakładam na oko. Buuu.
Trzymajcie się ciepło! ♥