sobota, 11 października 2014

4. Osamotniona wśród wrogów

"Pamiętaj, nigdy nie możesz być bezbronna.
Nigdy nie możesz pokazać, że jesteś od kogoś słabsza.
Gdy ktoś cię obrazi, bij.
Gdy cię uderzy, oddawaj dwa razy mocniej.
Pamiętaj, że jesteś najmądrzejsza, najładniejsza
i najlepsza i żaden śmieć nie ma prawa tobą pomiatać."
Jakub Żulczyk "Instytut"

Gdy przekroczyliśmy bramy Konohy, wszyscy wzmożyli swoją czujność; potrafiłam wyczuć większe natężenie chakry w powietrzu. Zupełnie jakby myśleli, że spróbuję im zwiać i ukryć się w tumie. O ile ucieczka byłaby w ogóle możliwa, to ten sposób uważałam za najbardziej tchórzliwy z możliwych, dlatego nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go wypróbować. Takie zachowanie uwłaczałoby mojej osobie. Jeśli już, Temari no Sabaku powinna uciekać z więzienia w wielkim stylu, z klasą godną zasłużonej kunoichi i siostry Kazekage.
Ale nic nie planowałam. Obiecałam to sobie. Obiecałam, że do końca będę bronić swojej niewinności, a ucieczka byłaby jednoznaczna z przyznaniem się do winy. O nie, nie zamierzałam dawać im powodów do oczerniania mnie. Postanowiłam, że zniosę wszystko z tak zwaną dobrą miną do złej gry. A potem każę im na kolanach błagać o wybaczenie.
Dlatego szłam dalej, z podniesioną do góry głową, otoczona ze wszystkich stron przez shinobi, których kiedyś uważałam za przyjaciół, albo przynajmniej za sojuszników. Dzielnie znosiłam wrogie spojrzenia mieszkańców wioski i ninja zgromadzonych wokół nas - wieści widać szybko się rozeszły i plotka o Morderczyni z Suny dotarła niemal do każdego domostwa.
I dobrze, myślałam, potem będą gorliwiej przepraszać, kiedy udowodnię swoją niewinność.
Cień Shikamaru ciaśniej oplótł moje ciało, co ułatwiło mi zachowanie równowagi, po tym jak ten gówniarz Kyori pchnął mnie, dając do zrozumienia, że powinnam była iść szybciej. Pieprzony dzieciak uważał się za lepszego ode mnie, bo ktoś dał mu prawo do ,,pilnowania więźnia”. Oprócz wściekłego spojrzenia, wysłałam w stronę Kyori również wiązankę przekleństw - niestety w myślach. Natomiast do Nary szepnęłam ciche ,,doceniam”.
Zeszłej nocy powiedział, że będzie mi wierzył i póki co dotrzymywał słowa. Ciekawe, jak długo wytrwa w swojej obietnicy. Nie byłam przecież głupia, doskonale znałam jego rolę w mojej sprawie i czy tego chciał, czy nie, w którymś momencie z pewnością zostanie zmuszony do podjęcia dezyzji: pozostać wiernym mi czy wiosce. Jedno nie pozostawiało wątpliwości: Konoha była zdeterminowana, aby udowodnić mi winę za wszelką cenę. Trudno się temu dziwić. W końcu moja niewinność wywołałaby skandal i wystawiła ich kraj na szyderstwo ze strony innych Wielkich Nacji, nie wspominając już o gniewie ze strony Gaary, którego niepowstrzymała by nawet sympatia jaką darzył Naruto.
To godziło we mnie najbardziej; fakt, iż rodzony brat w pierwszej kolejności uwierzył przyjacielowi, a nie siostrze...
Nie myśl, zarządziłam i rzeczywiście odłączyłam się od wszystkiego, w tym również całego rozgardiaszu dookoła. Zamknęłam oczy, powierzając doprowadzenie mnie do celi Shikamaru i skupiłam się na równomiernym oddychaniu. Uspokoiłam umysł, a potem zaczęłam wyobrażać sobie zupełnie inne miejsce oraz okoliczności - moją szklarnię, wszystkie kwiaty. Ze starannością odtworzyłam kolory ich płatków, poczułam woń zmieszanych zapachów. Zatopiłam się w świecie, który zawsze był moją oazą spokoju, azylem, miejscem bez trosk.
Trwałam tak w mojej nirwanie do momentu wprowadzenia do budynku więziennego. Wtedy z raju wyrwał mnie głos... kata? Hah, to zabawne, ale nie miałam żadnych problemów z rozpoznaniem głosu Ibikiego.
- Więc rzeczywiście to ona będzie kolejnym obiektem moich zabiegów. - Wymawiając słowo zabiegów użył ironicznego tonu głosu. Prawdziwy zawodowy sadysta, już cieszył się na przyszłą jatkę. - Podobno wszystkiemu zaprzeczasz, Piaskowa Księżniczko.
Otworzyłam oczy, spoglądając na Ibikiego z powagą. Każdy go znał i wiedział o okrutnych metodach, jakie stosował w celu wyciągnięcia z przestępców prawdy. Nawet Suna nie omieszkała korzystać z jego usług i w ciągu ostatnich dwóch lat dała mu cztery zlecenia - ze wszystkich wywiązał się znakomicie, chociaż w jednym wypadku oskarżony zamiast do więzienia, trafił do strzeżonego Szpitala Psychiatrycznego; biedaczysko zwariował, nie wytrzymując skali bólu, jaki zafundował mu Ibiki.
Chociaż udawałam dzielną, bałam się mężczyzny przede mną, zresztą chyba jak każdy, kto znał jego sposób pracy. A ja znałam i, niestety, wiedziałam,  że już niedługo będę miała „przyjemność” przekonać się, jak czuli się jego „pacjenci” w trakcie tortur. Gęsia skórka pokryła moje ramiona. Strach był kurewsko zimną suką, paraliżującą nawet najlepszych.  
- Zaprzeczam, bo jestem niewinna - oparłam twardo.
Ibiki zaśmiał się okrutnie, wykrzywiając twarz w półuśmiechu.
- To się jeszcze okaże, skarbie. To, że jesteś siostrą Kazekage nie daje ci w tym miejscu żadnych przywilejów. Dla mnie jesteś zwykłą morderczynią, od której mam wyciągnąć prawdę.
- Wiem to. Ale jestem też kunoichi, która potrafi znieść ból.
Ibiki zbliżył się na krok. Dopiero teraz zauważyłam, że oprócz niego, w pomieszczeniu był tylko Shikamaru, nadal trzymający mnie w swojej technice. Wkurzała mnie jego bierność; przecież słyszał groźby Ibikiego, a mimo tego uparcie milczał. Czyżby stanął po stronie wioski szybciej, niż bym się tego po nim spodziewała?
- Skarbie - zaczął Ibiki, muskając palcem moją opadającą niedbale na czoło grzywkę. - Każdy człowiek ma swoją granicę bólu, a ja jestem od tego, żeby ją znaleźć i przekroczyć. Jestem tu po to, żeby Cię złamać, kochanie. A kiedy już do tego dojdzie, będziesz skomleć, przyznając się do winy i opiszesz całą zbrodnię w najmniejszych szczegółach, masz na to moje słowo, Księżniczko. Obiecuję Ci niezapomniane chwile… w piekle bólu.
Przeszedł mnie istny dreszcz przerażenia. Ten facet...
- Ibiki - wtrącił Shikamaru - jeszcze dziś nie dostałeś pozwolenia na swoje przesłuchanie. Miałeś nam tylko pokazać celę, więc spełnij swój pieprzony obowiązek i się zamknij.
Nie widziałam go, bo stał krok za mną, za to doskonale widziałam twarz Ibikiego. W jednej chwili zaostrzył spojrzenie i wykrzywił jeszcze bardziej usta, tym razem nie w uśmiechu, a grymasie.
- Nara... Nie ucz kata ostrzyć noża - wysyczał. - Zastraszanie to jedna z moich metod wprowadzających do prawdziwego przesłuchania, a tobie gówno do tego. Zresztą nieważne, wy młodzi i tak wiecie swoje, no nie? Że też Shikaku musiał zginąć na wojnie. - Prychnął pogardliwie. - Przygotowaliśmy dla Piaskowej Księżniczki celę C6, w podziemiach bloku B. Powinieneś sam trafić.
Powiedziawszy to usiadł przy swoim biurku i rzucił Narze pęk kluczy. Bez słowa minęliśmy go w drodze do drzwi prowadzących na korytarz, następnie doszliśmy do schodów i podążyliśmy w dół. W ciszy pokonaliśmy dwa piętra i trzy tunele z celami rozmieszczonymi po obu stronach, po czym dotarliśmy do tej właściwej. Szczęśliwie na korytarzu nie umieszczonu żadnego innego więźnia.
Shikamaru uwolnił mnie ze swojej techniki jeszcze zanim rozpoczął poszukiwanie właściwego klucza do mojego aktualnego lokum. Dał mi tym samym wolną rękę na ucieczkę, potem tłumacząc to jakimś podstępem z mojej strony, czy chwilą nieuwagi z jego. Nie skorzystałam z okazji, pozostałam wierna wcześniejszemu postanowieniu i grzecznie czekałam na otworzenie krat. Pytanie tylko: dlaczego on to zrobił?
Zamek puścił z głośnym kliknięciem przy szóstym kluczu.
A może wcale nie pozwalał mi na ucieczkę? Może ten prosty gest miał jednocześnie stanowić rodzaj testu i oznaczać ,,ufam ci, więc tego nie spieprz”.
- Zapraszam - powiedział, ręką nakazując, abym wmaszerowała do celi. Z lekkim opóźnieniem i wahaniem, wdreptałam do środka, a gdy kraty się za mną zatrzasnęły, podskoczyłam lekko. W taki sposób zostałam odcięta od wolności.
Cela była wyjątkowo ciasna, o wiele mniejsza od tej, w której zawitałam kilka lat temu. Miała jakieś pięć metrów na trzy, w porywach do trzy i pół. Małe, zakratowane okno znajdujące się przy samym suficie, wpuszczało ledwie dostrzegalny snop światła, a przecież był środek dnia, powinnam była więc mieć możliwość dostrzec chociaż czubek własnych stóp. Ale w końcu to podziemia, więc w sumie nie należało spodziewać się cudów, a tym bardziej luksusów. W prawym rogu na podłodze leżał jakiś zwitek materiałów, coś na kształt poduszki i brzydki koc. Tuż obok stała gruba, do połowy wypalona świeca. Trochę ironiczne, wziąwszy pod uwagę fakt, że nie miałam przy sobie zapalniczki ani zapałek, a technikami ognia się nie posługiwałam. Zresztą Konoha pewnie wzmocniła celę jutsu blokującym chakrę.
Obejrzawszy swoje nowe lokum, z powrotem spojrzałam w stronę Nary. Stał z rękoma w kieszeniach, wyglądał jakby na coś czekał - albo na moją reakcję, albo na chwilę, w której zbierze się na odwagę, by samemu coś powiedzieć. Co dziwne, potrafiłam go zrozumieć, bo sama czułam się identycznie. W pewnym momencie wydawało mi się, że nawet patrzę na niego z głupią nadzieją lub czymś równie idiotycznym, moje serce ze strachu gubiło rytm.
- Po raz pierwszy w życiu aż tak się boję - wyznałam, oddychając z dziwną ulgą. Chyba musiałam to z siebie wyrzucić po godzinach wstrzymywania emocji.
Oczy mu rozbłysły pewnym niezidentyfikowanym uczuciem. Nie mogłam go rozgryźć.
- Nie przejmuj się słowami Ibikiego. Tak naprawdę Naruto jeszcze nie przydzielił go do twojej sprawy.
- Co z tego, skoro prędzej czy później i tak to zrobi - sparowałam.
- Pewnie tak.
Podeszłam do krat i przyłożyłam do nich czoło. Były tak przyjemnie chłodne i tak miło-boleśnie wbijały się w skórę.
- Shikamaru, ja znam jego metody. Widziałam jedno z jego przesłuchań w Sunie, widziałam obrażenia więźnia: wyrwane paznokcie, liczne rany na ciele i obłęd w oczach. Wiem, że nie znęca się nad swoimi ofiarami tylko fizycznie, wiem, że najgorsze są jego techniki psychiczne, wiem...
- Cicho - przerwał mi, nagle stając tuż przede mną i głaszcząc moje włosy dłonią. - Póki co o tym nie myśl. Zdrzemnij się, wieczorem ktoś przyniesie ci kolację.
Uniósł moją twarz, żeby spojrzeć mi w oczy. Prawdopodobnie chciał mi tym dodać odwagi, ale na niewiele się to zdało. Dalej trzęsłam się jak głupia.
- Wpadnę jutro przed przesłuchaniem - dodał jeszcze zanim szybkim krokiem się oddalił.
Ten obraz bolał, bo oznaczał coś, czego w tym momencie nie chciałam najbardziej na świecie: zostałam sama ze swoimi lękami, w ciemności i ciszy, z niepokojącymi wizjami w głowie. To miały być długie godziny pełne udręki i niepewności.
,,Zdrzemnij się” - powiedział. Jakby to w ogóle było możliwe.

~*~

- Jesteś pewny?
Pytał, bo sam zupełnie nie był pewien decyzji podjętej przez Hokage. Gdyby od niego wszystko zależało (albo chociaż cokolwiek), nad sprawą postawiłby wielki znak zapytania, który podkreśliłby dziesiątki razy i wokół niego narysował jeszcze mniejsze znaki zapytania oraz wykrzykniki. Dużo wykrzykników. Wyjebanych w kosmos wykrzykników.
Ale był przecież tylko Shikamaru Narą.
- Niczego nie jestem pewien, jednak musimy robić, co wypada - odparł Naruto z rozdrażnieniem. - A twoja niepewność w niczym mi nie pomaga, Shikamaru. Otrząśnij się, bo jesteś nam potrzebny.
Nie odpowiedział. W całej tej sprawie mu coś śmierdziało i nie chodziło o to, że znał Temari no Sabaku cholernie dobrze, i że nie wierzył w jej winę. Bo rzeczywiście, nie wierzył, ale nie przez jej rodowód. Z początku myślał, iż owszem, wszystko argumentował przeszłością, jednak otrząsnął się z tego w nocy, po złożeniu obietnicy Temari.
Przypomniał sobie dzień, w którym od niego odeszła i poczuł sie dziwnie, bo już wtedy  jej zachowaniu wydało mu się obce.
Przypomniał sobie dzień, w którym odwiedził ją w celi po pierwszym jej morderstwie i ich różniące się wersje ich rozstania. W tamtym momencie też czuł się dziwnie, ponieważ głos w najdalszych zakamarkach jego głowy krzyczał: COŚ TU NIE GRA.
Teraz szeptał mu te same słowa: COŚ TU NIE GRA. Shikamaru jedynie nie wiedział, co?
- Podchodzę do sprawy profesjonalnie, Naruto, a czucia odstawiłem na bok. Ale nadal sądzę, że coś przeoczyliśmy. Nie wiem co, jednak przeczucie... Przeczucie mówi mi, że to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. - Potrząsnął głową. - Mamy dowody, okej, nie podważam ich. Wiem co wskazują. I wiem, że łączycie obecną sprawę z tą sprzed kilku lat. Też sądzę, że są ze sobą jakoś powiązane. Ale nie w taki sposób, jak przypuszczamy, rozumiesz?
Głupio pytał. Wiedział, że Uzumaki i tak nie rozumiał.
- Skoro nie w taki sposób, to w jaki? - spytała podminowana i bardzo zirytowana Ino. No tak, zapomniał, że ona również tu była. Oraz Sakura, Sasuke i Ibiki.
- Nie wiem, Ino, jeszcze tego nie rozgryzłem - odparł z rezygnacją.
Nie kłamał, naprawdę miał w głowie mętlik. Czuł, że w tym chaosie kryje się proste wyjaśnienie. Musiał to tylko rozwikłać, powoli, nitka po nitce, a dojdzie do prawdy.
- Więc póki ty będziesz myślał, daj nam działać. Śledztwo nie może stać w miejscu! - drążyła dalej Ino. Z roztargnieniem odgarnęła z oczu długą grzywkę i wsunęła ją za ucho. Przygryzła wargę; nerwowy tik, którego od lat nie potrafiła zwalczyć. Pojawił się po śmierci Asumy.
Wszyscy zebrani pokiwali w zrozumieniu głowami. Okej, prawie wszyscy. Sasuke pozostał bierny, jednak akurat on zazwyczaj nie ujawniał swojego zdania do ostatniej chwili.
- Nie sądzę, żeby Gaara był zadowolony z torturowania jego siostry... - zaczął z nadzieją.
- A ja nie sądzę - wtrącił Naruto - że dalej powinieneś brać w tym udział. Odsuwam cię od sprawy, Shikamaru.
- CO!? - krzyknął Nara. Naruto nie mógł tego zrobić. NIE MÓGŁ MU TEGO ZROBIĆ!
- Co? - powtórzyła za nim głucho Sakura, robiąc krok w stronę Uzumakiego. Dotknęła ręką jego przedramienia. - Naruto, przystopuj, okej? Potrzebujemy Shikamaru, poza tym... Ja też nie uważam tortury za zły pomysł. Gaara się wścieknie, jeśli zrobimy coś takiego Temari, a potem odwołamy oskarżenie, pomyśl o...
Tyle że Naruto nie zamierzał myśleć, ani nikogo słuchać. Odtrącił rękę przyjaciółki i z szałem w oczach, krzyknął:
- Ciebie też mam odsunąć od sprawy?!
Sakura zadrżała, mimo to nie cofając się. Po sekundzie oszołomienia, trzasnęła Przyjaciela-Hokage w twarz.
- Twój pieprzony stołek nie daje ci prawa do darcia się na mnie, ty idioto! Nikogo z tego pokoju nie odsuniesz od sprawy, zrozumiano?
Naruto zrobił urażoną minę i zaczął sobie w główce układać odpowiedź, lecz nie zdążył się nią z nikim podzielić. W słowo, zupełnie niespodziewanie, wszedł mu Sasuke:
- Popieram Narę. - Odchrząknął i skrzywił się, kiedy wszystkie pary oczu skierowały się na niego. - Też uważam, że coś tu nie gra. Właściwie jej nie znam, ale znam siebie, a przecież jestem byłym mścicielem. W tym szaleństwie jest logika.
Shikamaru zmarszczył czoło w zastanowieniu.
- O jakiej logice mówisz? - dopytał Uchihę.
- Klan Inuzuka - odparł zdawkowo. Po niezrozumiałych minach towarzyszy domyślił się, iż jako jedyny doszedł do tej konkluzji i poczuł dumę. - Kilka lat temu zabiła członków tego klanu a teraz w oddziale ANBU był jeden chłopak Inuzukich. To nie jest przypadek, morderca zawsze wybiera swoje ofiary bardzo dokładnie.
Trybiki w mózgu Shikamaru zaczęły pracować na wyższych obrotach niż dotychczas. To miało sens. Ale...
- A szaleństwo? - Spoglądał na Sasuke z żywym zainteresowaniem. Oto przed sobą miał skarbnicę wiedzy o psychice mordercy, z której w każdej chwili mógł skorzystać.
- Ta Piaskowa Dziewczyna nie jest głupia, a przynajmniej nie była za czasów Egzaminu na Chunnina, więc zakładam, że nic w tym zakresie się nie zmieniło. Kilka lat temu znaleźliście ją omdlałą przy zwłokach, a teraz na miejscu zbrodni zostawiony był jej wachlarz.
- Do czego zmierzasz? - dociekała Sakura.
W momencie, gdy Uchiha wywrócił oczami, w myślach obrzucając zebranych shinobi mianem durniów, Shikamaru już wiedział, co zaraz powie.
- Tylko idiota pozwoliłby, żeby wszystkie tropy wskazywały na niego.
- Czyli ktoś ją wrabia - podsumowała Sakura.
- Nie - zaprzeczył szybko Shikamaru. - To byłoby zbyt proste. Jest coś jeszcze, czego nie wiemy.
Ibiki nie wytrzymał - splątawszy ręce na piersi, zaśmiał się gorzko i głośno, w najbardziej pogardliwy sposób, w jaki potrafił. Uważał całe to przedstawienie za farsę. FARSĘ!
- Więc jest niewinna, ale też nikt jej nie wrobił, co? - Jeszcze się dośmiał. - Kpisz sobie, dzieciaku? Twój ojciec teraz w grobie się przewraca, słysząc te bzdury! Naruto, chyba nie bierzesz tego wszystkiego na poważnie, co? Trzeba wziąć tę cizię pod ostrzał bólu, a wszystko wyśpiewa, to jedyne rozwiązanie!
Z wszystkich zgromadzonych jedynie Ino gorliwie mu przytaknęła.
Shikamaru natomiast mocno zacisnął szczęki, żeby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Ibiki nigdy go nie lubił, a po wojnie jego niechęć jeszcze wzrosła. Przez całe życie słuchał tylko rozkazów Shikaku i Piątej, aż tu nagle jeden dzieciak (Hokage) mówi mu, że drugi dzieciak (Shikamaru) zajmie miejsce starego Nary, co za tym idzie, będzie mógł mu rozkazywać.
Uzumaki, po dłuższej kontemplacji w ciszy, w końcu dał znak życia.
- Myślcie dalej nad swoją teorią - nakazał Sasuke, Sakurze i Shikamaru. Następnie zwrócił się do pozostałej dwójki: - A wy i tak ją przesłuchajcie. Ta bajka wciąż mnie nie przekonuje na sto procent.
Nikogo nie zadowoliło rozporządzenie Hokage, ale też nikt już wiecej się nie odezwał. Jedynie Ibiki, wychodząc, mruknął wystarczająco głośno, żeby ,,dzieciaki” wszystko dosłyszały:
- Co wy, gówniarze, możecie wiedzieć o życiu.

~*~

Zgodnie z obietnicą Shikamaru, ktoś przyniósł mi kolację wraz z zapadnięciem półmroku. W momencie, kiedy już ledwo mogłam dostrzec swoje dłonie, usłyszałam na korytarzu kroki i zaraz potem mężczyzna z latarką w ręku stanął przede mną. Rozpoznałam go dopiero, gdy się odezwał.
- Pół godziny temu dostałem oficjalny rozkaz od Hokage, skarbie. Jutro będziesz cała moja. - Ibiki zarechotał wrednie. - To będzie ciekawe doświadczenie torturować kogoś tak wysoko urodzonego, Piaskowa Księżniczko.
Siedziałam po turecku przy ścianie pod oknem, dokładnie naprzeciw krat, dlatego miałam doskonały widok na jego parszywą gębę. Rzygać mi się chciało od patrzenia na nią, szczególnie w upiornym świetle latarki.
Nie zareagowałam na jego zaczepki.
- Znam twoje metody, Ibiki. Na pierwszym przesłuchaniu nie możesz pozwolić sobie na zbyt wiele - mówiłam, uważnie patrząc mu w oczy. - I jestem niewinna.
- Każdy mówi, że jest niewinny. Przynajmniej na początku. Po mojej terapii zmieniają zdanie.
Terapii. Śmieszne słowo zastępcze dla torturowania, ale o gustach się nie dyskutuje, prawda?
- Spokojnie, ze mną będziesz miał trochę zabawy - rzuciłam swobodnie, dodając jeszcze ironiczne ,,Skarbie”.
Uśmiechnął się krzywo, z niechęcią i żywą pogardą. Następnie schylił się, wsuwając talerz z moim posiłkiem w szparę pod kratami.
- Tym lepiej.
Myślałam, że teraz odejdzie, ale zamiast tego wytrzasnął skądś metalowy zydel i usiadł na nim, blisko krat. Pochylił się do przodu i oparł ramionami na kolanach, świdrując mnie maniakalnym spojrzeniem.
- Zostajesz na herbatkę, czy co? - zadrwiłam.
- Nie, pomyślałem, że chciałabyś posłuchać, co cię jutro czeka. I w kolejnych dniach. Co ty na to?
Spochmurniałam.
- Wolałabym nie.
Znów zarechotał tym okropnym śmiechem, od którego ciarki przeszły mi wzdłuż kręgosłupa.
- I tak ci opowiem, skarbie. - Zatarł z zapałem ręce. - No więc jutro nie będzie fajerwerków, będę cię tylko przesłuchiwał, a jak odpowiesz źle na pytania, uderzę cię kilka razy we wrażliwe miejsca. Ale niech to cię nie zmyli, o nie! Będzie bolało, obiecuję. Może cię trochę podtopię, w sumie nadal się nad tym zastanawiam. Ja głosuję na tak, a ty? - Nie zaczekał na moją odpowiedź. - Czyli się zgadzamy, świetnie! Coś czuję, że nadajemy na tych samych falach, skarbie. A potem? Hmmm...
Udał zastanowienie, podrapał się po nosie i policzku. Zamyślonym wzrokiem błądził chwilę po suficie, latarką przyświecając mi w oczy. Celowo.
- Wiesz, uwielbiam wyrywać ludziom paznokcie. Wtedy najpiękniej krzyczą. Zdradzę ci nawet, że znam sposób, jak zrobić to jeszcze boleśniej, niż zwykle. Ostatnio wymyśliłem, ale teraz ci go nie opiszę. Bo po co? Przecież na drugim przesłuchaniu sama przekonasz się, co to za piękny ból. Spokojnie, spokojnie! Wezmę też alkohol, więc nie wda ci się żadne zakażenie, trochę poszczypie, jednak uwierz - będzie to zaledwie swędzenie w porównaniu z całą resztą.
Och, potrafiłam w to uwierzyć aż za bardzo. Na samo wspomnienie wyglądu więźnia po jego torturach, którego zobaczyłam w Sunie, robiło mi się niedobrze. Teraz to ja miałam stać się nękaną ofiarą. Nie kłamałam Shikamaru - naprawdę umierałam ze strachu. A opowieści Ibikiego wcale nie pomagały mi pozostać przy zdrowych zmysłach.
- A trzecie przesłuchanie, to będzie dopiero coś! Ach, nie, przepraszam, jednak czwarte... Trzecie zawsze przeprowadza ktoś z klanu Yamanaka, wiesz, podłubią ci trochę w głowie. Moja rada: im mniej będziesz się opierać ich technice, tym mniejszą szkodę sobie wyrządzisz. Natomiast czwarte przesłuchanie...
Machnął ręką, jakby uznał, że nie powinien zdradzać jakiegoś sekretu, chociaż bardzo by tego chciał. Wstał szybko z zydelka, odstawił go w kąt i znów spojrzał na mnie.
- Właściwie nie sądzę, żebyś wytrzymała do czwartego przesłuchania. Ale jeśli ci się uda, to przynajmniej będziesz miała niespodziankę.
- Nie mogę się doczekać - wydukałam, z trudem przełykając ślinę. Język wysechł mi na wiór.
- Smacznego, skarbie. I wyśpij się, jutro czeka nas intensywny dzień. - Już odchodził, kiedy sobie o czymś przypomniał i zawrócił. - Zapomniałbym, łap.
Wrzucił mi do celi przez kraty jakiś mały przedmiot, kwadratowy i prawdopodobnie dość lekki. Gdy już zniknął w oddali, zostawiając mnie w ciemności, podczłapałam do podarowanej rzeczy, ściskając ją w dłoni. Macałam ją delikatnie, starając się odkry,ć co też zostawił mi ten sadysta. Pudełko zapałek! Natychmiast odpaliłam jedną, sprawnie przysuwając płomień do knota świecy.
Spojrzałam z powątpieniem na talerz z jedzeniem. Zawierał tradycyjnie dwie kromki chleba i dużo sosu z kilkoma kawałkami mięsa.
- Smacznego, taaaa? - Prychnęłam. Żołądek miałam tak ściągnięty strachem, że wszystko, co bym do niego władowała, zwróciłabym z powrotem w trymiga. - I mam się jeszcze wyspać.
Zaśmiałam się żałośnie. Po takiej pięknej bajce na dobranoc z pewnością szybko nie zasnę. A ten drań doskonale o tym wiedział.
Mimo to, krzyknęłam dziarsko w cichą, pustą i zimną przestrzeń:
- Ta jeeest, Panie Kapitanie! – pod nosem dodając - Ty cholerny stary kacie!

Spałam niespokojnie, budząc się co godzinę. Przez głowę przelatywały mi różne okropne obrazy, sceny tortur - niewyraźne, ale wystarczająco klarownie, żebym je rozpoznała; widziałam wiele ostrych narzędzi, w tym sporo takich, których nie potrafiłabym użyć. Do czego służyły? Cholera wie. Z pewnością do zadawania cierpienia, kurewsko bolesnego cierpienia, jakiego nie można było sobie nawet wyobrazić, a co dopiero znieść.
Dlatego rano obudziłam się zmęczona. Nie, gorzej: wykończona. Ibiki wiedział, co robił, opowiadając mi plan na najbliższe dni. Kiedyś się na nim zemszczę, obiecałam sobie, i to tak z nawiązką. Drań pożałuje, że mnie tknął.
Jakoś w godzinę po przebudzeniu (może wcześniej, albo później, w celi człowiek traci poczucie czasu), usłyszałam na korytarzu kroki. Przetarłam twarz dłońmi dla oprzytomnienia i z ulgą przywitałam Shikamaru. Ubrany był w roboczy strój, a w ręku trzymał talerz z jedzeniem.
Jedzeeeenieeeeee.
Rzuciłam szybkie spojrzenie na nietknięty talerz z wczoraj. On też tam zerknął.
- Strajk głodowy? - zagadnął lekko, co skłoniło mnie do uniesienia kącika ust.
- A miałby jakieś szanse powodzenia?
- Zerowe, Ibiki nawet by ci przyklasnął.
Parsknęłam pogardliwym śmiechem. No jasne, że by przyklasnął!
- A jak myślisz, niby kto obrzydził mi jedzenie i podarował w nocy koszmary?
Po jego minie wywnioskowałam, iż nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
- Czego ci nagadał?
Zanim odpowiedziałam, zmieniłam pozycję siedzenia. Zimne mury celi wbijały mi się w plecy, więc odsunęłam się od nich, krzyżując nogi do siadu tureckiego. Przysunęłam do siebie talerz z zimną strawą i wzięłam kęs czerstwego chleba uprzednio zamoczywszy go w sosie.
- Nic szczególnego - mówiłam, mlaszcząc - jedynie przedstawił mi plan na najbliższe dni. A! No i pytał, czy chcę być podtapiana. Wprawdzie nie zdążyłam odpowiedzieć, ale on i tak uznał, że tak, więc dziś będę miała mokrą zabawę. Super, co?
- Super - odburknął. Sięgnął po zydelek, na którym wieczorem siedział tamten skurwysyn i przycupnął na nim. Talerz położył na podłodze obok, a dłonie ułożył w charakterystyczny dla siebie sposób, nieobecnym wzrokiem taksując moją wcinającą zimny gulasz osobę. Nie ogolił się...
Spuściłam wzrok, uświadamiając sobie popełniony błąd. Nie patrz na niego, powtarzałam uparcie w głowie, nie patrz, bo znowu coś poczujesz. A nie powinnaś nic poczuć.
Dokładnie, nie mogłam nic poczuć.
- Będziesz to jadł? - spytałam, wskazując ręką na samotny talerz po drugiej stronie krat (nie było szans, żebym go dosięgnęła) i tym samym wyrywając Shikamaru z transu. Uśmiechnął się delikatnie i przesunął jedzenie do celi.
Kanapka z serem, niezbyt obfite śniadanie. Chociaż z drugiej strony: Hej! Przecież byłam w kiciu, więc to całkiem przyzwoita porcja.
Nara znów myślał, a ja po raz kolejny zawiesiłam na nim wzrok. Do diaska, dlaczego jego inteligencja zawsze mnie pociągała? No i jeszcze zarost, naprawdę nie miał czasu się ogolić? Zapuścił się, zauważyłam, i schudł. Niewiele, ale zawsze; kamizelka nie opinała się na nim tak jak kiedyś. Mniejszy ruch spowodował zanik mięśni, czy to wina stresu? Założyłam, że tego drugiego, w końcu jego umiejętności znacznie wzrosły. Pewnie mniej jadł...
- Naprawdę nie pamiętasz tego, jak odeszłaś?
Zamarłam z kanapką przy ustach. Co go tak nagle wzięło na rozdrapywanie starych ran? Przecież ten etap już mieliśmy za sobą, odbyliśmy kłótnię, z której nic nie wynikło. On twierdził swoje, a ja swoje i tak miało pozostać po wsze czasy, do usranej śmierci, kiedy oboje zdechniemy w osamotnieniu ze starości w swoich durnych wioskach.
Odgryzłam kawałek kanapki uważnie patrząc w oczy Shikamaru. Był niemiłosiernie poważny i pytał szczerze - zresztą nigdy nie potrafił kłamać.
- Czemu akurat teraz o to pytasz? - Nie rozumiałam.
- Odpowiedz.
- Znasz odpowiedź - odparłam może nieco zbyt ostro. Dawny gniew powrócił pełną parą. - Z mojej strony nic się nie zmieniło, nadal twierdzę, jak twierdziłam. To ty mnie zostawiłeś.
Rana poczęła się jątrzyć. Do cholery, przecież ból powinien dawno zniknąć i nigdy nie wracać. Prawda?
- Załóżmy, że rzeczywiście zasnęłaś i obudziłaś się w swoim hotelowym pokoju.
- Tak było - powiedziałam z naciskiem.
- Załóżmy.
- Żadne załóżmy! - wybuchłam i rzuciłam metalowym talerzem o ścianę. Zgromiłam Shikamaru wściekłym spojrzeniem, że też ten pompatyczny dupek miał jeszcze czelność pokazywać mi się na oczy! Po wszystkim co zrobił! - Zostawiłeś mi ten pieprzony liścik i zwiałeś jak ostatni tchórz!
- Kiedy znaleźliśmy cię przy ciałach, też twierdziłaś, że usnęłaś i obudziłaś się tam...
- Co ty bredzisz w ogóle?
- Bo w tym wszystkim coś mi nie gra, Temari! Widzę przed sobą odpowiedź, jest niewyraźna i kiedy po nią sięgam, znika. Ale w końcu ją uchwycę, zobaczysz.
Patrzyłam na niego jak na jakiś chory obrazek. Na poćwiartowane zwłoki - z mieszanką obrzydzenia, szoku i fascynacji. Zupełnie nie rozumiałam toku myślenia Shikamaru, nie widziałam związku między tymi sprawami. Jednak podświadomość oraz kobiecy instynkt, kazały mi uwierzyć, że ten dureń wie co robi.
- Ufam ci, okej? - mówiąc, wstałam na nogi. - Chociaż właściwie nie powinnam. Więc nie schrzań tego.
- Jasne - odparł, również podnosząc się z zydelka. Odstawiwszy go na bok, odkluczył kraty celi, a zza za dużej kamizelki  wyciągnął kajdanki. - Czas na twoje przesłuchanie.

Kajdanki okazały się diabelsko ciężkie i niewygodne, w dodatku blokowały przepływ chakry, co w sumie mogłam przewidzieć. Pokój przesłuchań natomiast, był nadzwyczaj... Zwyczajny. Mały, zaledwie o kilka metrów kwadratowych większy od mojej celi. Po środku pomieszczenia stał drewniany stół i jedno krzesło - dla mnie, rzecz jasna, śledczy mieli w zwyczaju chodzić w kółko i wkurzać tym przesłuchiwanego, ewentualnie od czasu do czasu zdarzyło im się mu przywalić. Na lewo od drzwi wisiało lustro weneckie. Shikamaru kiwnął na nie, usadowiwszy mnie na krześle.
- Będę tam z Naruto i Sakurą, ale nie będziemy mogli powstrzymać Ibikiego. Ma swoje sposoby oraz zasady i każdy to szanuje póki jest skuteczny.
- Nie musisz się tak o mnie martwić, jestem dużą dziewczynką. I wiem co to ból. Dużo razy dostałam w twarz, wiesz?
- Taaaa - burknął.
- Taaaa - przedrzeźniłam go. W żartach było coś pokrzepiającego, czego w tej chwili desperacko potrzebowałam.
Jednakże mój humor nie udzielił się Narze. Ze skrzywioną gębą wysłał mi zaniepokojone spojrzenie, szepcząc pod nosem dodające otuchy ,,nie daj się” i opuścił pomieszczenie.
Udawanie odważnej było drobnostką, naprawdę. Prawdziwa jazda zaczynała się, kiedy musiałam stawić czoła rzeczywistości już bez maski kpiny i cynizmu. Dlatego postanowiłam utrzymać pozory jak najdłużej się dało, tylko i wyłącznie dla własnego dobra.
Minuty mijały, a Ibiki nie przychodził, co z kolei napawało mnie niepokojem. Domyślałam się, że prawdopodobnie robił to celowo - w przypadkach takich jak ten, czas stawał się największym wrogiem człowieka; dłużył się i odliczał minuty do nieuniknionej konfrontacji.
Ale ból, powtarzałam sobie, to tylko wymysł, twór mojej podświadomości. Mogę go kontrolować. Jeśli będę powtarzać, że dam radę, że nic nie czuję - to tak właśnie będzie. Grunt to nie dać się złamać psychicznie.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i do pokoju wszedł Ibiki. W jaskrawym świetle jarzeniówki jego blizny na twarzy wyglądały jeszcze bardziej odrażająco, niż zwykle. Na dłoniach miał czarne, skórzane rękawiczki i niósł ze sobą wiadro wody, które z hukiem postawił na stole, wylewając przy tym na blat nieco jego zawartości.
- Witaj, skarbie. Tęskniłaś?
Nonszalancko założyłam nogę na nogę, w odpowiedzi posyłając mu sardoniczny uśmiech. Zmrużył na mnie groźnie oczy, okrążył stół i usiadłszy na nim, brutalnie chwycił w dwa palce mój podbrudek. Uważnie obejrzał oba profile i wyszczerzył się z satysfakcją.
- Ktoś tu się nie wyspał.
- Wręcz przeciwnie - warknęłam, szarpnięciem wyrywając się z jego uścisku. - Spałam jak niemowlę po wysłuchaniu twojej kołysanki. Dzięk...
Dostałam w twarz, raz a mocno, tak na dobry początek. Bo czemu nie? Nie tańczyłam jak mi zagrał, więc zostałam ukarana, dość logiczne. I parszywe, więc i ja zamierzałam tak pogrywać.
Splunęłam krwią na spodnie Ibikiego, za co zgromił mnie spojrzeniem. Jego wina, że stanął tak blisko.
- Uważasz się za sprytną, no nie? Coś ci powiem, skarbie - szepcząc ochrypłym głosem, nachylił się do mnie - to ja tu rozdaję karty.
Tym razem uderzył w brzuch. Musiałam zacisnąć zęby, żeby powstrzymać cisnący się na usta okrzyk bólu. Sukinsyn użył sporo siły, a widząc jego mięśnie, podejrzewałam, że wciąż nie działał na pełnych obrotach.
Nic mnie nie boli, powtarzałam niczym mantrę, wszystko siedzi w mojej głowie. Ten ból jest nierzeczywisty, nie ma go.
Kiedy wyprostowałam się na krześle, Ibiki zaczął rzucać pytaniami niczym shurikenami.
- Imię i nazwisko?
- Temari no Sabaku.
- Wiek?
- Dzwadzieścia sześć lat.
- Stan cywilny?
- Panna.
- Dziewica? - Jego lubieżny uśmieszek przyprawił mnie o ciarki i odruch wymiotny.
- Pieprz się - syknęłam i już w następnej chwili poczułam na policzku siarczyste uderzenie. Przywalił mi plaskacza zewnętrzną stroną dłoni; pod rękawiczką miał metalową blaszkę, która podarowała mi ból z piekła rodem. - Myślałam, że to przesłuchanie w sprawie morderstwa, więc przejdź do rzeczy.
Wyśmiał mnie, nie zmieniając taktyki. Zadał jeszcze ze dwadzieścia durnych pytań, niektóre były świńskie lub poniżające, a na wszystkie musiałąm odpowiedzieć, co doprowadzało mnie do szału. I jak mniemam, taki efekt chciał osiągnąć Ibiki. Bo wkurzony więzień, to szczery więzień - przynajmniej tak słyszałam. Zarobiłam też kilka nowych ciosów.
- Klan Inuzuka, kojarzysz? - po dwudziestu minutach zaczął gadać z sensem. - Trzy lata temu zamordowałaś kilku jego członków z zimną krwią. Doprawdy nie wiem, co za idiota cię wtedy wypuścił na wolność, ale pewnie ma to coś wspólnego z twoim braciszkiem. Nieważne, teraz chcę, żebyś mi odpowiedziała na jedno pytanie, skarbie, dobrze? - Przytaknęłam słabo dla świętego spokoju. - To ci sprawia przyjemność, dziwko? Dostałaś orgazmu, masakrując ich ciała tym swoim stalowym wachlarzem?
Przegiął! Ręce miałam spętane kajdanami, jednak nawet to nie powstrzymało mnie przed uniesieniem się na nogach i przyłożeniem temu psycholowi w mordę z łokcia.
- Nic nie zrobiłam, dupku - warknęłam, stojąc nad nim i obserwując, jak ściera krew z kącika ust. - Ani wtedy, ani teraz, więc daruj sobie takie teksty. Powinieneś zadać te pytania sobie. Dostajesz wzwodu, kiedy torturujesz swoi...
Teraz to ja dostałam z łokcia, cholera! Moja szczęka! Straciłam orientację i runęłam na podłogę, po drodze uderzając o coś głową, pewnie o ścianę. Ból pulsował zewsząd i tym razem nie udało mi się powstrzymać jęku bólu. Nie zdążyłam się jeszcze dobrze pozbierać, a już poczułam kopnięcie w plecy. Wycelował w dolną partię, wiedząc, że gdyby trafił wyżej, mógłby złamać mi kark. Następnie szarpiąc za ubranie, podniósł mnie do pionu i walnął mną o ścianę.
- Odechce ci się pyskowania, skarbie.
Poczułam jego gorący oddech na obolałym policzku. Oddychałam płytko i szybko, z kącika ust sączyła się strużka krwi, natomiast na głowie wyrastał mi chyba największy guz, jakiego w życiu zarobiłam.
- Przestań pieprzyć głupoty, to nie będę pyskować.
Puścił mnie; na szczęście bez problemu utrzymałam się na prostych nogach, pokazując, że nadal nie mam dość. Co prawda marzyłam o chłodnym okładzie, albo odrobinie leczniczej chakry, lecz zaciskając zęby, powstrzymałam napływające na koniec języka słowa prośby o przerwę.
- Siadaj - warknął, szarpiąc mną w stronę krzesła, na którym przycupnęłam. Oszacowałam w myślach, że prawdopodobnie przeżyłam już około połowy pierwszego przesłuchania i wciąż trzymałam się całkiem nieźle. Sukces!
Obszedł stół i złapał oburącz wiadro. Szybkim ruchem przesunął je pod mój nos, a kolejna część wody ulała się przez brzegi.
No jasne, przecież obiecał mi podtapianie.
Stanąwszy po mojej prawej, wbił zgrubiałe palce w moje splątane w dwa kitki włosy i mocno pociągnął. Odruchowo cicho zajęczałam, czując promieniujący ból wyrywanych cebulek. Skrzywiona spod przymrużonych oczu obserwowałam wyraz satysfakcji na twarzy Ibikiego. Och, najchętniej pogłębiłabym szramy na jego skórze własnymi paznokciami.
- Dlaczego akurat klan Inuzuka? - spytał poważnie, mocniej pociągając za włosy dla uzyskania lepszego efektu.
Zacisnęłam zęby aż do bólu szczęki.
- Zadaj to pytanie prawdziwemu mordercy, kiedy już go złapiecie - wysyczałam z trudem.
Wtedy moja głowa powędrowała w dół, wprost do kubła z zimną wodą. Ledwie co zdążyłam zaczerpnąć powietrza, nie starczyło ono jednak na długo. Nie wiedziałam, czy sprawiła to panika, ale szybko zaczęło brakować mi tchu. Szamotałam ramionami, żeby utrudnić Ibikiemu utrzymanie mnie pod wodą, lecz wydawało się, że moja siła w porównaniu z jego była… znikoma. W końcu, gdy skończyłam obrzucać wyzwiskami niesprawiedliwy los, myśląc, że zaraz zostanę utopiona w głupim wiadrze o średnicy nie większej niż jedna trzecia metra, mój kat postanowił dać mi jeszcze jedną szansę na życie.
- W składzie ANBU był chłopak z klanu Inuzuka, wiedziałaś o tym? - Ledwo dosłyszałam, oszołomiona dostępem do powietrza. Zachłysnęłam się dawką tlenu, jakbym nigdy wcześniej nie oddychała. A każdy haust był na miarę złota.
- Wiedziałaś? - dociekał. Miałam kłopoty z koncentracją od niedotlenienia. Przymknęłam oczy, powtarzając, że muszę się skupić i odpowiedzieć. Po kolejnej minucie doszłam do jako takiej równowagi i odparłam:
- Nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia.
Znów zanurkowałam, tym razem nie zaczerpnąwszy ostatniego oddechu. Zaparłam się o brzeg stołu zapiętymi w kajdany rękoma, próbując jeszcze raz pokonać siłę Ibikiego. Z wysiłku zabrakło mi powietrza a do ust wtargnęła woda. W odruchu bezwarunkowym zachłysnęłam się nią. Czułam, jak zalewa mi płuca i cała wcześniejsza siła ze mnie uleciała; zwiotczałam pod naporem kata, będąc święcie przekonaną, że to mój koniec.
Ale przecież Ibiki nie pozwoliłby umrzeć swojej ulubionej zabawce, prawda?
Mogąc już oddychać zaniosłam się kaszlem. Wypluwałam wodę, oczyszczając tym drogi oddechowe. Głośno charkałam. Matko, właśnie otarłam się o śmierć.
- Więc nic nie wiedziałaś o chłopaku Inuzukich? Jesteś pewna? - Drążył, drążył i drążył, sądząc zapewne, że im więcej razy zada to durne pytanie, tym szybciej przyznam się do winy. Niedoczekanie!
Odpowiedziałam dopiero wtedy, gdy napad kaszlu minął i mogłam normalnie odetchnąć.
- A czy ty jesteś pewny, że jesteś człowiekiem?
- Czasem mam wątpliwości. - Ja również, pieprzony sadysto.
Spoglądając w jego twarz widziałam targające nim niezadowolenie z przebiegu przesłuchania. Ale czego właściwie się spodziewał? Nie byłam małą dziewczynką, która kuliła głowę do ramion w strachu przed uderzeniem.
- I co teraz? - spytałam, spoglądając na niego hardo. Z satysfakcją odkryłam, iż był piekielnie wkurzony.
- Kończymy przesłuchanie na dziś - odparł i zamachnął się ciężką pięścią.
Cios był idealnie wymierzony - dostałam w skroń i zemdlałam.


   Od Miku bo Chustii nie ma weny na 'Od Autorki': Wybaczcie jej, że rozdział tak późno. Dziewoja miała problemy z internetem, ot co! A raczej w ogóle go nie miała =.=' Plus studia się rozpoczeły, a to wcale nie jest łatwa przeprawa hihihi :D