niedziela, 16 marca 2014

1. Osądzona mimo alibi

"Odciski robią mu się na ustach od tych papierosów.
Odciski robią mu się na sercu od takich historii."
Marcin Świetlicki

W pomieszczeniu unosił się fetor zgnilizny, który wyjątkowo mocno uderzał w nos Shikamaru. W swojej karierze shinobi widział i czuł już wiele rzeczy, ale nigdy wcześniej nie przyszło mu się spotkać z czymś tak makabrycznym. Wyruszając wraz ze skromnym oddziałem świeżaków z ANBU na misję zwiadowczą dwa dni temu, nawet nie pomyślał, że jednego z wieczorów natkną się na cmentarzysko, na oko tygodniowych, trupów.
Jeden z zamaskowanych mężczyzn zakasłał, pochylając się nad zmasakrowanym, poharatanym niemal wszędzie ciałem. Od każdego trupa cuchnęło na odległość dobrych kilku metrów, co skutecznie utrudniało oddychanie, kiedy rześkie powietrze nie miało szans wpłynąć do zapiwniczonego pomieszczenia. Właściwie, gdyby nie smród, pewnie przez wiele tygodni, jeśli nawet nie miesięcy, dokonana tu zbrodnia nie wyszłaby na jaw, zakopana niemal w podziemnym grobowcu, chociaż żaden z zebranych nie chciał myśleć o tym miejscu w ten sposób. Nara uznał, że mieli szczęście, iż znaleźli ciała w momencie, gdy wydzieliny z nich uciekające wciąż były w granicach rozsądku do zniesienia, a larwy i robaki nie pożarły bogatej w składniki pokarmowe pożywki. Miesiąc poślizgu, a nikt nie wszedłby tu bez porządnej maski tlenowej.
Przywódca watahy zaczął przechodzić między ciałami, dokładnie oceniając ich stan. Każde zdobiły niemal identyczne szramy, jakby nacięcia po nożu. Shikamaru przypominało to płytkie rany, jakie zostawiała na skórze kartka papieru, tyle że te były liczniejsze i głębsze, co całkowicie burzyło jego pierwotną, nad wyraz prymitywną teorię. Szukał w głowie bodźca, punktu zaczepienia! Kto mógł to zrobić i jak? Jaka osoba posiadała wystarczające umiejętności do wyrżnięcia dziesięciu rosłych mężczyzn na raz? Bo inna opcja nie wchodziła w grę; gdyby napastnik nie zabił wszystkich w tym samym czasie, to z pewnością nie uszedłby z życiem. Tylko wciąż istniało pytanie: czy na pewno był sam? Nie wiedział, ale instynkt podpowiadał mu, że owszem. Podpowiadał mu on również coś jeszcze, ale nieustannie starał się odrzucać tę opcję.
To niedorzeczne  myślał, wciąż krążąc wśród trupów. Już nawet ich fetor przestał mu przeszkadzać, a widok nabrzmiałej, zakrzepłej krwi nie kusił na wymioty. Ale rozcięte kamienie tworzące ścianę, ślady krwi na nich, zupełnie jakby ofiary wpierw obijały się o mur, a następnie dopiero spadały na podłogę…
 Kapitanie? Myślę, że coś znalazłem  usłyszał baryton Mito  niskiego, krępego dziwiętnastolatka, pochodzącego z klanu Hyuuga. Była to jego pierwsza misja z chwalebną maską na twarzy, a Nara nie miał wątpliwości, iż w obecnej chwili skrywał pod nią policzki bledsze od śniegu. Mówił z ledwością, niemal szeptał, a kroki stawiał niezwykle uważnie, byleby tylko przez przypadek nie trącić butem skostniałego ciała.
Shikamaru niechętnie zwrócił się w stronę młodzieńca i włożył ręce w kieszenie spodni. W lewej wyczuł paczkę papierosów, zaś w prawej metalową zapalniczkę  spadek po Asumie Sarutobim, którą pielęgnował najlepiej jak potrafił, a która w trudnych sytuacjach dodawała mu otuchy. Teraz wyjątkowo mocno jej potrzebował. Podejrzenia, fakty i targające nim wątpliwości zdecydowanie negatywnie wpływały na jego trzeźwość myślenia, więc musiał temu zaradzić. Wyciągnął pamiątkę po sensei, parokrotnie to otwierając, to zamykając wihajster zasłaniający zapalnik. Pstryk-pstryk, pstryk-pstryk  miarowo układało myśli.
 Co jest?  spytał w końcu, podchodząc z wolna do Mito.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to mały, kobiecy wachlarz w dłoniach chłopaka. Odruchowo zaklął cicho pod nosem, nareszcie dopuszczając blokowane myśli do głosu. Kiedy tylko wkroczył do tego miejsca, uznał, iż musiało być zdemolowane przez jutsu natury wiatru, ale wolał wmawiać sobie, jakoby to korozja, albo efekty walki stworzyły liczne pęknięcia na ścianach. A rany? Przecież istniało wiele technik, o których nie miał pojęcia, a jakie nie musiały opierać się na umiejętności manipulowania wiatrem. Jednak ten wachlarz  to dowód  dowód na to, że pierwsze wrażenie nigdy nie było mylne, gdy w grę wchodziła ocena zbrodni. Instynkt zawsze podpowiadał mu właściwe warianty, a wrodzona inteligencja jedynie pomagała w dojściu do innych szczegółów.
 Czyli już wiemy, że mordercą był użytkownik Fuuton Mówiąc to, Kyori dwudziestojednolatek z dwuletnim stażem w ANBU  stanął po prawicy Nary.  Jakieś propozycje?  spytał odważnie, znacząco spoglądając na kapitana.
Shikamaru odpowiedział mu niezadowolonym, przymrużonym wzrokiem. Mimo wszystko szybko przeniósł go ponownie na wachlarz, który ostrożnie wziął w ręce, jeżdżąc dłonią wzdłuż stalowej rękojeści. Znał tylko jedną osobę korzystającą z tego typu broni. Pamiętał jej ataki jak swoje własne i to dlatego pierwszą myślą, jaka towarzyszyła mu wkraczając w progi grobowca, była ona  jej twarz, zapach i niewyparzony język, jakiego nie słyszał od sześciu lat, od zakończenia wojny.
 Temari No Sabaku  odparł zrezygnowany.

 Jesteście tego pewni?  spytał z wątpliwościami Naruto, tuż po wysłuchaniu raportu Kyori z misji. Kroczył w tę i we w tę po torze ograniczonym przez biurko i okno, trzymając jedną rękę przy ustach w nerwowym tiku, zaś drugą zakładając za plecy. Był zdenerwowany i niepewny, gdyż zupełnie nie wiedział, co powinien sądzić o całej przedstawionej mu sprawie. Ufał swoim ludziom, zarazem nie potrafiąc uwierzyć w winę znajomej dziewczyny.
 Owszem, jesteśmy  odparł z marszu Kyori, prostując się dumnie. Ekscytacja wylewała się z niego, ponieważ po raz pierwszy w swojej karierze trafił na tak poważną misję, ale drewniana maska skutecznie skrywała wszelkie emocje za kurtyną tajemnicy. Naruto natomiast żałował, że nie mógł spojrzeć chłopakowi w oczy  z nich mógłby odczytać niewerbalne znaki, jakie uspokoiłyby jego nieuporządkowane myśli.
 Shikamaru?  zwrócił się do przyjaciela, przystając. Bez problemu odczytał z jego twarzy nieobecność; przez cały wywód młodego członka ANBU Nara nie zabrał głosu, nie dodał ani wzmianki od siebie, co go niepokoiło. Zastanawiał się, czy jego główny strateg kontemplował nad słusznością ich osądu, czy może miał wątpliwości?
Shikamaru westchnął, spoglądając z opanowaniem i powagą na Uzumakiego.
Nie wiem, Naruto. To upierdliwe, ale…  przerwał nagle, uświadamiając sobie, że w towarzystwie Kyori nie powinien wygłaszać zbyt osobistych wywodów. Ten młodzik był jeszcze nieopierzonym ptakiem i nie uznawał uczuć za wiarygodne źródło, o które można opierać swoje zdanie w tak ważnym przetargu. Nie posiadał doświadczenia Shikamaru i nie znał Temari tak dobrze, jak on.
Pokręcił z rozdrażnieniem głową, wymacując w kieszeni i ściskając mocno w pięści srebrną zapalniczkę.
 Naszym jedynym dowodem jest wachlarz. Trudno stwierdzić, czy należy do No Sabaku, dobrze wiesz, że ona zawsze walczyła jednym, ale dużym stalowym  mówił Nara, a spocone dłonie zwilżyły zapalniczkę.  To równie dobrze mógłby być ktoś inny, przecież Temari nie jest jedynym użytkownikiem Fuutonu.
Racja  przytaknął Naruto z wyraźną ulgą.  W takim razie…
 Lordzie Hokage, przepraszam, że się ośmielę  przerwał mu Kyori, wyraźnie dumny, że miał coś do powiedzenia.  Na miejscu zbrodni znaleźliśmy również włos średniej długości. Był koloru blond i…
 To niczemu nie dowodzi  natychmiast ostro zanegował Nara.
 Medycy właśnie badają jego DNA. Nie mamy w bazie komórek wszystkich żyjących osób, jednak Pani Sakura zapewniła, że te oskarżonej i owszem. Niedługo dowiemy się prawdy.
 Nawet jeśli DNA będzie się zgadzać, to wciąż za mało. Równie dobrze ktoś mógł ją wrobić! uniósł się Shikamaru. Nie wytrzymał, nie wierzył w winę Temari. Nie potrafił i nie chciał tego zaakceptować!  W końcu to siostra samego Kazekage, może ktoś w ten sposób chciał osłabić czujność Gaary, albo rzucić na niego złe światło? Pomyśl, Naruto… Suna to nasz sprzymierzeniec i to największy, a zbrodni dokonano na obrzeżach Konohy. To wygląda, jakby ktoś chciał skłócić nasze wioski.
 Nowy wróg?
 Nie wiem.  I nawet nie chciał wiedzieć.
Naruto westchnął rozsierdzony, przecierając kciukiem i palcem wskazującym zmęczone oczy; zdecydowanie przepracowywał się ostatnimi czasy i potrzebował urlopu. Ale jeszcze nie teraz. Teraz, wiedział to, musiał dać Shikamaru jakąś odpowiedź.
 Kyori  zwrócił się do chłopaka, który zaraz stanął jak struna, choć Uzumaki nie sądził, iż był zdolny wygiąć ciało jeszcze bardziej do pionu.  Dziękuję za raport, możesz już odejść.
Kyori zawahał się, ale tylko na moment, wiedział bowiem, że nie należy rozdrażniać Lorda Hokage, gdy dostawał do rąk tak poważną sprawę. Z lekkim rozczarowaniem, lecz posłusznie, skłonił się przywódcy wioski i wyszedł z gabinetu, ówcześnie rzucając Narze poważne spojrzenie. Zupełnie jakby chciał go ostrzec, iż tak czy inaczej nie odpuści i doprowadzi do aresztowania lub chociaż przesłuchania siostry Kazekage.
Naruto rozluźnił się i stanął niedbale, przysiadając na krawędzi swojego biurka. W końcu mógł zrezygnować z formalnej postawy i przyjrzeć całej sprawie pod kątem prywatnym, jak do tej pory robił jego przyjaciel.
 Wiem, co sobie teraz myślisz  zaczął spokojnie, a Shikamaru nawet nie drgnął. Jedynie z zaciętym wyrazem twarzy słuchał i oczekiwał w napięciu kolejnych słów Uzumakiego, których nawet on sam nie był pewny. Całe to morderstwo pozorowało na niejasną sprawę i w gruncie rzeczy delikatną, zważając na pokrewieństwo głównej podejrzanej.
 Ja też nie chcę wierzyć, że Temari miała z tym coś wspólnego  kontynuował  ale nie możemy od razu skreślać tej możliwości i ty o tym dobrze wiesz, co nie? Przecież gdyby inni Kage dowiedzieli się, że zataiłem przed nimi taką masakrę i nawet nie poczyniłem żadnych kroków, żeby znaleźć zabójcę, znowu mógłby się nawiązać konflikt. A nie chcę tego, Shikamaru, ze wszystkich rzeczy tego nie chcę najbardziej.
Nara zaśmiał się gorzko i krótko  nie potrafił powstrzymać pogardy do słów przyjaciela i jego krótkodystansowego myślenia.
 A myślisz, że oskarżenie siostry Gaary jest lepszym pomysłem? On nie odda Temari, póki nie będziemy mieć twardych dowodów.
 Wiem to!  wzburzył się.  Ale chcę też grać uczciwie. Dlatego jeśli  ale tylko jeśli!  badania DNA potwierdzą winę Temari, osobiście wyruszę z oddziałem ANBU do Suny, żeby jakoś dogadać się z Gaarą. Przecież nikt nie wierzy, że ona mogłaby coś takiego zrobić, nikt. Ale moim obowiązkiem jako Hokage jest by zadbać o bezpieczeństwo ludzi.
Kilkanaście sekund mierzyli się wzajemnie zdecydowanymi spojrzeniami, w napięciu, jakie zdarzyło im się po raz pierwszy w długoletniej znajomości. Naruto zawsze ufał decyzjom i planom Shikamaru bezgranicznie i dałby sobie rękę uciąć, że ten leń był nieomylny i oszacowywał wszelkie sytuacje idealnie. Ale nie teraz, nie dziś! A to wszystko przez zażyłość, jaka niegdyś łączyła go z osądzoną. Wierzyć w trzeźwy umysł Nary w takiej sprawie, to jak wierzyć, iż Sasuke Uchiha mógłby być miłym, nieznęcającym się nad podopiecznymi, sensei  całkowita głupota!
 Póki co i tak nie ma sensu się o to kłócić. Zaczekamy na wyniki od Sakury i wtedy będziemy się martwić lub cieszyć.  Shikamaru jedynie przytaknął, chcąc zaraz odejść, lecz mu na to nie pozwolono.  Wyślę do niej klona z informacją, żeby przyniosła nam je jak najszybciej, a ty zostaniesz tu ze mną.
Kiedy on nie chciał tu zostawać, do diaska. Chciał zapalić. Cholera, jak mu się chciało palić!
Tak więc zapalił, zasiadając wygodnie na kanapie w gabinecie. Widział nieprzychylne spojrzenie Naruto i jak rozwierał usta, aby dać mu reprymendę  chociaż mogłoby to się wydawać niemożliwe w odniesieniu do tego Naruto  z której jednak zrezygnował, ale Nara tak czy inaczej nie zamierzał odmawiać sobie nikotynowej przyjemności. A nawet postanowił na złość wypalić więcej, niż jednego papierosa, w ramach kary za przytrzymanie w Budynku Hokage. Wtedy miał głęboko w dupie zdanie Szanownego Lorda Hokage na temat jego nałogu.
Niefortunnie w pewnym momencie, kiedy wydmuchiwał ukochany dym z płuc, pomyślał, że Temari na miejscu Uzumakiego nie przestawałaby suszyć mu głowy, na co mimowolnie się skrzywił i ostro zrugał w myślach.
A przez cztery minuty palenia papierosa doszedł do ważnej konkluzji: Nie powinien filtrować sprawy przez sentyment do blondwłosej kobiety, a przesitkować przez zdrowy rozsądek. Tak samo jak krzywe zwierciadło starego uczucia nie mogło nim władać.
Czekali na Haruno w ciszy, która była najbardziej upierdliwą, jaką Shikamaru doświadczył w całym swoim życiu.

Właśnie dopalał swojego piątego papierosa, kiedy Naruto stemplował chyba tysięczny dokument. Ciągłe stuk-puk o stół poczęło go irytować już po dziesiątym świstku papieru, dlatego próbował je nieustannie zagłuszać swoistym pstryk-pstryk zapalniczki, jednak to nie dawało spodziewanych efektów  stempel Hokage wciąż był cięższy, przez co głośniejszy od jego źródła pstryków.
Wstał, zirytowany uporczywym dźwiękiem oraz niekończącym się czekaniem, i zaczął przemierzać gabinet od ściany do ściany. Wciąż nie ustępował w otwieraniu i zamykaniu źródła ognia; ta czynność pomagała mu w skupieniu się równie dobrze, jak połączenie dłoni w charakterystyczny dla siebie znak. I myślał, nieprzerwanie o tym samym od godziny, od doby, od momentu znalezienia zwłok  o niej.
Sześć lat. Sześć lat. Sześć lat!
Przeżył bez Temari sześć lat, a czuł, jakby jeszcze o wschodzie słońca była tuż obok.

,,Uwielbiał jej długą szyję. Mógłby godzinami wodzić po niej opuszkami palców, subtelnie obcałowywać, albo po prostu wdychać ten odurzający zapach skóry kobiety. Była to najcudowniejsza rzecz na świecie, najcudowniejsza... Do diaska, jak on bardzo uwielbiał jej szyję!
Leżeli na cienkim materacu, okryci jedynie zwiewnym prześcieradłem na biodrach. Zarówno nogi, jak i falujące w górę i w dół piersi Temari były odkryte, dzięki czemu Shikamaru bezwstydnie i z pełną satysfakcją mógł rzucać okiem to tu, to tam. Zmęczenie wyraźnie odbijało się na ich twarzach, ale delikatne uśmiechy rozkoszy jakby przysłaniały wszystkie negatywne detale. Nie potrafił się napatrzeć na lica najdroższej, rozświetlone przez wschodzące, wpadające do pokoju przez oszklone drzwi słońce. Pożądał jej tak podle, że sam był tym zdumiony. Ale czy powinien? W końcu gdy podczas wojny omal nie zginął, to właśnie ją pragnął zobaczyć jako ostatnią przed odejściem.
I wtedy powrócił do gry, na wojnę, gdzie musiał wesprzeć kompanów. Chwilowo zapomniał o dziewczynie, na powrót skupiając na wymyśleniu idealnego planu do pokonania Madary. Mimo to, już w kilka minut po jego śmierci, ściskał w ramionach właśnie ją Temari No Sabaku, osobę, która nigdy nie okazywała swoich względów publicznie, a która wtedy przybiegła do niego czym prędzej. I choć trwało to tylko chwilę, wiedział, iż oprócz śmierci ojca, to ona będzie wspominaną przez niego po latach sceną. Jedyną wspominaną z uśmiechem na ustach.
W dzień później Temari wyruszyła do Suny bez słowa pożegnania i nie zobaczył jej przez pół roku, aż do wczoraj. Wszedł do gabinetu Hokage, a po ujrzeniu przed sobą dziewczyny, zapomniał jaką miał do Tsunade sprawę.
Wcześniej w ich relacjach było wiele żaru i seksualnego napięcia, ale dopiero tego dnia oboje doszli do spełnienia w akcie miłości. Siedemnastolatek przestał być prawiczkiem, pokuszony przez dzwudziestoletnią kobietę.
 Shikamaru  wymówiła miękko jego imię, kiedy zmożony przez zmęczenie, przymknął oczy na zbyt długą chwilę.
Odmruknął jedynie leniwie w odpowiedzi, nie unosząc nawet powiek, ani nie zaprzestając wędrówki opuszkami palców wzdłuż jej szyi. Z przyjemności się nie rezygnowało.
 Shikamaru  szepnęła namiętnie, z ledwie wyczuwalnym napięciem w głosie. W między czasie położyła dłoń na policzku Nary, gładząc go subtelnym dotykiem, co jakiś czas kciukiem przejeżdżając po ustach chłopaka. Wydawało się, jakby walczyła z pokusą pocałowania go.
I wtedy to powiedziała. Słowa, które natychmiast uniosły jego powieki:
 To koniec.
 Co?  tylko tak zdążył zareagować, a jego dłoń już opadła na materac, pozbawiona podpory z ciała Temari, natomiast palce zamarły w bezruchu, nie chcąc gładzić innej powierzchni niż jej skóry.  Co ty bredzisz?
 Nie rozpaczaj.
Natychmiast usiadł, brwi ściągając w geście całkowitego oszołomienia, ale ona była szybsza. Już zapinała biustonosz, stojąc do niego tyłem, już naciągała czarną sukienkę i zakładała sandały. Już uciekała… bezpardonowo spieprzała z życia Shikamaru.
 Kończysz coś, co nawet nie zdążyło się zacząć?  spytał, kiedy miała przejść tuż obok obojętnie, czym skutecznie wstrzymał jej chód. Nawet na nią nie spojrzał, ale czuł na sobie opanowany wzrok, który zawsze potrafił go oczarować i przerazić zarazem.
Zawahała się, ale tylko przez ułamek sekundy.
 Nie odparła.  Kończę coś, co trwało już zbyt długo.
Czy ktoś zrobi autopsję jego duszy? Bo miał wrażenie, że właśnie mu umarła.
Minęła go. I dopiero zatrzymując się w drzwiach tuż przed wyjściem, dodała:
 Wypuść sierp o zachodzie słońca, Shikamaru.
Nie rozumiał. Przodkowie mu świadkiem, że pierwszy raz w życiu nic nie rozumiał. Bo podobno ale tylko podobno  geniusze szybko łamali się pod presją prawdziwego świata.”

,,Wypuść sierp o zachodzie słońca.”  po dziś dzień nie rozgryzł ostatnich słów Temari, choć próbował wielokrotnie. Mózg podsuwał mu przeróżne odpowiedzi, lecz żadna nie wydawała się tą właściwą. Zrozumiem, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas  myślał po każdej porażce, aż w końcu nawet zaprzestał prób rozwiązania zagadki.
Skrzypnięcie drzwi wyrwało go z długiej zadumy. Przystanął w miejscu, kiedy Sakura sztywnym krokiem wmaszerowała do gabinetu Naruto. Oboje spojrzeli na nią w napięciu, nie ukrywając nawet swojej nadziei, jaką pokładali w jej słowach, które miały być wyrokiem skazującym, bądź uniewinnieniem dla No Sabaku.
 Mam wyniki  zaczęła, podnosząc pliczek papieru na wysokość swojej twarzy. Odbijało się na niej zmęczenie i zatroskanie, a już samo to pobudziło w Narze większy niepokój. Miał najszczerszą ochotę pośpieszyć dziewczynę do mówienia, ale powstrzymał go jego dżentelmeński duch. W końcu kobiecie nie należało przerywać.
 Mów. Na szczęście Naruto był bardziej bezpośredni w czynach i niecierpliwy, za co Shikamaru po raz pierwszy w życiu miał ochotę go uściskać.
Sakura westchnęła cicho, lecz z boleścią i bezradnie pokręciła głową. Zanim przemówiła, opuściła papiery, a wolną ręka zaczęła muskać wystającą z jej szpitalnego kitla nitkę, zbierając siłę do odpowiedzi, której właściwie nie musiała udzielać. Nawet dziecko odczytałoby ją z mowy ciała kobiety.
 Przepraszam, Shikamaru, ale to włos Temari. Badałam go pięć razy, nie ma nawet mowy o pomyłce.
,,Wypuść sierp o zachodzie słońca.”  słowa Sakury wydały mu się nagle równie zagmatwane jak to zdanie. 

~*~

 Mocniej!  krzyknęłam do Miyi, kiedy opuściła gardę po kolejnym uderzeniu z prawej pięści w słup treningowy. Wciąż robiła to za słabo, nie przykładała się należycie do zadania, co wprawiało mnie niemal w stan furii. Niesubordynacji nie tolerowałam równie mocno jak tchórzostwa.
Dziewczyna wzięła zamach, z głośnym stęknięciem w końcu waląc z odpowiednią siłą w kołek. Krótkie, ciemnoblond włosy spłynęły jej kaskadą na młodą, wykrzywioną z wysiłku buźkę, a jaskrawoniebieskie oczy ciskały iskry w znienawidzony słupek. Jednak wraz z wiejącym wiatrem, który odgarnął młodej kosmyki z twarzy, ostry wzrok spoczął na mnie. O tak, wcale nie wątpiłam, iż w tamtej chwili musiała gromić moją osobę w myślach tysiącem niepochlebnych epitetów, co zaowocowało poczuciem dumy. Bowiem kiedy uczeń nienawidził swojego mistrza, oznaczało to, że wykonał trening z należytą sumiennością i obiecywał sobie skrycie (niesłownie) zemstę za każde kolejne mordercze powtórzenie.
 Dosyć!
Wraz z poleceniem, Miya opadła na kolana z błogim westchnieniem. Uśmiechnęłam się na ten widok pod nosem, zaczynając przemierzać dzielącą nas odległość. Słońce przygrzewało dziś wyjątkowo mocno, mimo że było już popołudnie, przez co pustynna arena rozmazywała się przed oczami od gorącego powietrza. Kołek stał na samym jej środku, gdzie upał osiągał najwyższy punkt i dochodząc do uczennicy aż jęknęłam z niezadowolenia. Natomiast moja duma jeszcze wzrosła  w pewnym sensie podziwiałam małą, że potrafiła wytrzymać przy tak wysokiej temperaturze godzinę treningu.
Dlaczego właściwie od tygodnia każesz mi walić w ten cholerny słup na każdym treningu?  spytała buńczucznie Miya, podnosząc się z ziemi i otrzepując następnie tyłek z piasku.
 Nie wyrażaj się  zganiłam ją z udawaną powagą. W rzeczywistości ta dziewczynka była młodą, dzwudziestoletnią kobietką, którą momentami traktowałam bardziej jak swoją koleżankę, niźli uczennicę. Przydomek mała załapała przez niski wzrost i drobną, nieco dziecięcą posturę.  A robisz to, żeby nabrać mięśni i sił w łapach. Spójrz na siebie, sama skóra i kości. Przy bylejakiej technice wiatru ręce ci odpadną już po pierwszym machnięciu wachlarzem, nawet tym małym.
Nie spoglądając za siebie, ruszyłam ku wyjściu z areny.
 Jasne  odparła, niedowierzając. Chyba podążyła moimi śladami, bo usłyszałam cichy chrzęst piasku.  Jak niby te wachlarze są takie ciężkie, to czemu cały czas nosisz swój na plecach?
 Nie wierzysz mi, co?
 Ani trochę!
Z rozbawieniem przystanęłam, czekając aż Miya się ze mną zrówna. Wtedy odpięłam pas utrzymujący wachlarz na plecach, a ten z hukiem upadł na ziemię w pionie. Podtrzymałam go ręką z łatwością, przyzwyczajona do ciężaru, i przechyliłam lekko w stronę dziewczyny.
 W takim razie przekonaj się.
Jaskrawoniebieskie ślepia Miyi zalśniły z ekscytacji; chociaż w przyszłości miała korzystać z dwóch mniejszych kopii mojej broni, dziś po raz pierwszy pozwoliłam jej dotknąć tego typu oręża. Z istną radością dziecka, które dostało wymarzoną zabawkę, złapała rękojeść wachlarza, jednak próba podniesienia go została zakończona niepowodzeniem.
 To była tylko przymiarka, zaraz go podniosę! Nie wyobrażaj sobie, że tylko ty jesteś taka silna.
Jeszcze pół minuty pozwoliłam Miyi pomocować się z bronią, zanim uznałam, że starczy jej prób. W prawdzie podniosła wachlarz na pięć centymetrów, lecz potrzebowała do tego siły obu ramion i oparcia urządzenia o ciało, więc chyba zdążyła pojąć lekcję.
 Jednak z nas dwóch to ja jestem ta silna, co?  docinałam, zapinając broń ponownie na plecach. Widziałam, jak mała przyglądała mi się z widoczną zazdrością i typową dla niej naburmuszoną miną.
 Z czego to cholerstwo jest zrobione?
Wznowiłyśmy marsz.
 Ze stali.
 I po cholerę? Z plastiku nie łaska?
Uśmiechnęłam się enigmatycznie na wyobrażenie dziewczyny walczącej wachlarzem z plastiku. Jej cudowny sprzęt już po minucie starcia leżałby połamany na ziemi, a ona sama w kałuży krwi martwa.
 Złóż takie zamówienie do ślusarza i zdaj mi relację, jestem ciekawa jego reakcji  rzuciłam pół żartem, pół serio. W tym samym czasie wyszłyśmy z areny, wkraczając na zatłoczone ulice Suny.
 Raczej spasuję  odparła, wystawiając mi język. Po chwili skręciła w lewo, machając jeszcze ręką na pożegnanie, kiedy ja ruszyłam w prawo.
Szybkim marszem przeszłam kolejnych kilka przecznic, dochodząc do naszej posiadłości. Dom, poza małą kopułą zamiast dachu, nie wyróżniał się na tle wioski niczym szczególnym, był zbudowany z piaskowej cegły, tak samo jak inne budynki. Odznaczały go nieco większe gabaryty; Rada Wioski uznała, iż Kazekage nie powinien mieszkać w małej klitce, a wszędzie gdzie Gaara, tam i ja z Kankuro.
Wchodząc do środka, wiedziałam, że nikogo tam nie zastanę. Młodszy z braci był tradycyjnie w biurze, zawalony setką papierowej roboty, zaś lalkarz wczoraj wyruszył na dłuższą misję. Znów miałam zjeść obiad w samotności, a Gaarę spotkać dopiero późnym wieczorem. On zdecydowanie się przepracowywał dla dobra wioski, a ja zdecydowanie potrzebowałam osoby, do której mogłabym otworzyć gębę w tym pustym mieszkaniu.
Wyszłam przez taras na ogród, jak zazwyczaj bez zastanowienia odchodząc na lewo, do szklarni. Już od progu dopadło mnie gorące powietrze, nasączone wonią kwiatów najróżniejszych rodzajów. Mój mały kwietny światek rozciągał się na piętnaście metrów długości i pięć szerokości, a przez jego środek prowadziła wąska dróżka, która dla niewtajemniczonych byłaby niemal niedostrzegalna, gęsto zarośnięta od wszystkich stron. Z góry zwisały pnącza orchidalii i zawieszone przy suficie gałęzie paproci, przy ścianach po drewnianych kratach wspinał się bluszcz i kwiaty passiflory, a na porozstawianych wszędzie stolikach oraz tobołkach świeciły gamą kolorów i inne skarbeczki w doniczkach: tulipany, storczyki, fiołki, pospolite niezapominajki i stokrotki, żółte i potężne słoneczniki, wszystkie rodzaje róż, drzewa bonsai…
 Przynajmniej wy zawsze na mnie czekacie  szepnęłam, sięgając po wypełnioną wodą konewkę i dźwignęłam ją w górę.
Zaczęłam chodzić między sadzonkami, podlewając je, pielęgnując i witając z każdą z osobna. Kankuro kiedyś mi wyrzucił, że tymi roślinkami opiekowałam się bardziej i czulej, niż nimi kiedykolwiek w życiu, na co nawet nie zaprzeczyłam. Kwiaty były lepsze od ludzi, one nie mogły cię zranić ani oszukać, a kiedy obumierały, ich odejście nie bolało tak mocno jak odejście prawdziwej osoby. Potrafiły ukryć w swoich wątłych łodyżkach i delikatnych listkach wszystkie powierzone sekrety i nie pisnąć ani słówka, bo nie zostały obdarzone cudem mowy.
 Co jest, Minerva?  spytałam zaniepokojona kwiatka z rodziny Amarylis. Jej czerwone płatki, naznaczone od środka białym paskiem, oklapły i sczerniały na brzegach, a łodyżka schyliła się ku podłożu.  Nie więdnij jeszcze, to nie czas na to, dopiero tydzień temu zakwitłaś.
Minerva, jakby na znak buntu, zrzuciła z kwiatu jeden płatek. Burknęłam pod nosem niezadowolona i postanowiłam wypróbować sztuczkę, której nauczył mnie Sato  naczelny medyk Suny  tydzień temu na wspólnej misji. Z powagą i w pełnym skupieniu, wysunęłam dłonie nad Minerve, następnie gromadząc w nich chakrę. Poczułam miłe mrowienie i przepływ energii w palcach, potem jak powoli uwalnia się ona na zewnątrz poprzez opuszki, przenika skórę, aż w końcu dosięga rośliny.W jednej chwili nakierowałam swoje myśli tylko na uleczenie Minervy, na przekazaniu jej swojej uzdrawiającej chakry… A wtedy całe skupienie prysło, wraz z głośnym hukiem o szybę nade mną. W jednym momencie wyprostowałam się jak struna, zadzierając głowę, a dostrzec zdołałam nic więcej, poza odlatującym ptakiem, który trzymał coś w szponach. Musiał opuścić i szybko podnieść źródło odgłosu, bo na suficie nic nie było. Ponadto szklarnie pokrywał piaskowy osad, to też nie rozpoznałam kształtu, jaki ściskało to zwierzę lotne.
Wróciłam do pielęgnacji Minervy, lecz gdy tylko zobaczyłam jej stan, zaklęłam siarczyście na głos.
 Nie, nie, nie, nie, nie!  krzyczałam, wyrzucając ręce w powietrze.
Minerva zwiędła niemal do pognicia, dosadnie uświadamiając mi, jak nikłe posiadałam zdolności medyczne. Z furią uderzyłam w stolik, na którym stała moja obumarła towarzyszka, po chwili śmiejąc się do siebie gorzko.
 Teraz przynajmniej wiem, jak bez brudzenia rąk zabić człowieka.  Chwyciłam doniczkę kwiatu w uścisku i ruszyłam w stronę wyjścia. Wystarczy, że spróbuję go uleczyć.
Wróciwszy do domu, od razu poszłam do kuchni, gdzie postawiłam Minervę na blacie tuż przy umywalce. Zaraz sięgnęłam do szafki powyżej, wyciągając z niej rolkę worków do śmieci i urwałam jeden. Jak na złość, łokciem szturchnęłam doniczkę, a ta z trzaskiem uderzyła o posadzkę. Minerwa w koronie z czarnej ziemi i potłuczonej ceramiki wyglądała upiornie, oraz gorzej niż kiedykolwiek wcześniej, nawet przed zakwitnięciem. Ponownie z ust wymsknął mi się krzyk ,,Cholera!”, towarzysząc później niejednokrotnie przy zbieraniu ostrych odłamków do worka. Natomiast, gdy jeden z nich zaciął mi skórę palca, cholera przeistoczyła się w kurwę.
Trzy nieszczęścia w ciągu kilku minut. Ostatnio takie omeny nawiedziły mnie przed porwaniem Gaary przez Akatsuki, a potem dopiero przed wojną. O tak, to zdecydowanie wróżyło kłopoty.
Bo sześć lat spokoju to przecież mało, prawda?

~*~

O drugiej w nocy w barze Caligo tkwiło już tylko kilka osób. Półmrok lokalu pozwalał na ukrycie przed nieproszonymi towarzyszami, a jego obszerność na wybranie kąta tylko dla siebie. A jednym z gości był Shikamaru Nara. Pochylał się nad butelką trunku i popielniczką, z której wypadały kiepy papierosów, podpierał policzek dłonią, siedząc na końcu lokalu, na lewo od wejścia i na prawo od baru.
To nie tak, że chciał się upić. Po prostu po n-kieliszkach sake wszystko stawało się prostsze.
No, przynajmniej tak sobie wmawiał. 
 Jesteś idiotą.
Uśmiechnął się do blatu, nie do końca wiedząc, jak mógłby inaczej zareagować. W końcu nie co dzień ktoś wygarniał mu prawdę prosto w pijane oczy, a już na pewno nie robił tego Sasuke Uchiha. Ten mężczyzna jak nikt inny unikał rozmów na niepotrzebne, ludzkie, typowo kumpelskie tematy. A Shikamaru od zawsze sądził, iż tylko ta cecha ich w pewien sposób łączyła.
 Nie w twoim stylu są takie braterskie wyznania  odburknął. Prostując się na krześle w dość niedbały sposób, zachęcił kompana gestem dłoni ze słowami:  Siadaj, Uchiha.
Miał problem ze skupieniem wzroku w jednym miejscu i zupełny brak ochoty na przyglądanie się facjacie Sasuke, to też zdecydował obdarzyć spojrzeniem rzecz, którą kochał ponad wszystko  fajki. Smukłymi palcami wydobył z paczki jedną z nich i zapalił. Była to dwudziesta druga dzisiejszego dnia.
Sasuke również nie pożałował sobie używek. Usiadłszy, bez najmniejszego zawahania, czy zapytania o pozwolenie, poczęstował się papierosem, napełniając także kieliszek Shikamaru sake i wychylając go płynnym ruchem. Nie skrzywił się przy tym i nie okazał żadnej emocji, jak to miał w zwyczaju, a jedynie świdrował Narę swoim wyważonym spojrzeniem czarnych tęczówek, które na niego mimo wszystko nie działały. W porównaniu do wzroku wkurzonej Temari, albo jego matki, wzrok Uchihy był łagodny jak u owieczki.
 Z czym do mnie przyszedłeś?  spytał w końcu, zirytowany milczeniem nowo przybyłego gościa. Cisza była upierdliwa jak diabli.  Bo raczej nie poplotkować. To działka Sakury.
 O wschodzie słońca wyruszamy do Suny spod bramy głównej Konohy.
Shikamaru westchnął, przecierając palcami zmęczone oczy.
 Wiem o tym.
Oczywiście. Naruto poinformował go tuż po wyroku Sakury.
 Więc nie bądź idiotą i wyrusz z nami  wysyczał przez ściśnięte zęby.
 Przed chwilą sam stwierdziłeś, że i tak nim jestem. A moja obecność w Sunie jest zbędna  mówił z próżną obojętnością, okręcając na blacie stołu kartonowe pudełko od papierosów.
 Zbędny to jest twój strach  wyrzucił mu z odrazą.  Wszyscy wiemy, że to będą trudne odwiedziny, dlatego Naruto potrzebuje najlepszych ludzi. A kto jest lepszym doradcą dla głąba, niż ty?
Ty, chciał odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Może Sasuke był inteligentnym facetem, ale wciąż do pleców przyklejoną miał łatkę ZDRAJCA. Starszyzna odizolowała go od wszelkich zatajonych informacji i oficjalnie nic o niczym nie wiedział. Natomiast nieoficjalnie wiedział wszystko. Niemniej, był ostatnią osobą, która powinna pojawić się u boku Hokage w roli doradcy.
 Nie w tej sprawie  odparł niechętnie, zaciągając się po raz kolejny dymem nikotynowym. Kiedy dostrzegł, iż został mu już sam filtr, wyrzucił go do popielniczki na środku stołu.
 I dlatego właśnie jesteś idiotą. Latasz za jakąś suką, która zostawiła cię bez powodu i nie możesz zapomnieć o przeszłości. A przeszłość jest taka, że ta wachlarzowa dziewczynka wraz z braćmi kiedyś była naszym wrogiem…
 Zamknij się, Uchiha  warknął ostrzegawczo.  Nic o mnie nie wiesz.
 Może, za to dużo wiem o osobach takich jak ona. Tak samo jak ja na misjach zgarniam najwięcej ofiar, tak ona zabija, bo kiedyś zabijała.
 Ty i ona to dwie różne historie  zaprzeczył gniewnie. Już dawno nie miał takiej ochoty komuś przyłożyć, jak w tamtej chwili.
 Nie tak różne, Nara  kontynuował spokojnie Sasuke, podnosząc się z krzesła.  Lepiej przez te kilka godzin pójdź po rozum do głowy, bo inaczej porozmawiamy.
W jego oczach błysnął sharingan.
I wytrzeźwiej  dodał po zastanowieniu. Już po kilku sekundach opuścił lokal.
Tak, zdecydowanie musiał wytrzeźwieć.

*ciekawostka: ulubionym słowem Miyi jest cholera i wszelkie jego odmiany :)