"Wiesz Kochanie, ja nie potrzebuję kogoś
kto będzie mi powtarzał będzie dobrze.
I mam dość słuchania o tym,
że zawsze muszę być twarda jak skała.
A nawet jeszcze twardsza, bo przecież skały też
czasem tracą cierpliwość i się rozsypują.
Potrzebuję kogoś kto pozwoli mi być
słabą, bezbronną i zupełnie zagubioną
w tych wszystkich uliczkach pokrętnej rzeczywistości.
Bo świat nie zrozumie, że muszę być bardzo silna
właśnie dlatego, że jestem taka słaba."
/Moja dusza pachnie Tobą/
– Tak myślałam, że cię tu znajdę.
Nie odpowiedziawszy zaciągnął się papierosem.
Nad grób Asumy przyszedł niezwłocznie po zaniesieniu Temari do celi. Z jakiegoś powodu na cmentarzu od zawsze łatwiej było mu oczyścić głowę, aby zmierzyć się z problemami. Pustka, niczym niezmącona cisza i świeże powietrze działały na niego kojąco. Poza tym, miał wrażenie, jakby sensei – w pewien paranormalny sposób – był w stanie nawet z zaświatów udzielić mu rady.
Śmieszne? Może. Shikamaru jednak wierzył w siłę dusz oraz ich egzystencję wśród ludzi.
Po dzisiejszym dniu nawet mocniej niż przedtem.
– Jesteś na mnie zły, prawda? – wznowiła Ino. Podchodząc bliżej, przyklękła przy grobie mistrza, lewą ręką strzepując z niego opadły liść. Prawy nadgarstek owinięty miała bandażem; Sakura wyleczyła złamane kości połowicznie, resztę pozostawiając naturalnej zdolności organizmu do regeneracji.
– Nie jestem zły – odparł sucho dalej ćmiąc peta. Słońce już zaszło, więc przez panujący mrok nie mógł zobaczyć smutnego uśmiechu na twarzy dziewczyny.
Wiedziała, że kłamał jak z nut.
– Jasne, a nienawistne spojrzenie, którym mnie obrzuciłeś po wtargnięciu w umysł Temari było tylko na pokaz, taa?
– Taa.
Wstając, obróciła się w jego kierunku.
Teraz, w nikłym świetle łuny księżyca, z łatwością rozszyfrował targające nią emocje. Zawód. Rozżalenie. Zmęczenie. Poczucie winy. Wszystkie mógł odczytać z jej twarzy i przygaszonych, błękitnych oczu.
– Szkoda tylko, że nawet nie mieliśmy publiczności – odparła, spuszczając wzrok. – Nie chciałam jej skrzywdzić, naprawdę, przecież ci to obiecałam. Ale… musiałam coś sprawdzić, po tym wszystkim, co się tam wydarzyło. Po prostu.
– Wiem – zaczął i położył rękę na ramieniu przyjaciółki – powiedziałem już, że się nie gniewam.
– Ale wtedy się gniewałeś – wyrzuciła mu z żalem, jednocześnie wtulając się w niego bez uprzedzenia.
Otoczył jej ciało ramionami.
– Byłem rozdarty, a krzyki Temari wcale sytuacji nie poprawiały. Musiałem to jakoś odreagować, nie panowałem nad sobą. Byłaś tam, więc padło na ciebie. Nie powinienem reagować tak ostro, przepraszam.
Wtulił twarz w długie blond włosy i wziął kilka głębokich oddechów. Fiołkowe perfumy dziewczyny diametralnie różniły się od zapachu No Sabaku, jednak to właśnie delikatna, kwiatowa woń kojarzyła mu się ze spokojem i przynosiła ukojenie.
Ino z westchnieniem odsunęła się od Shikamaru na niewielką odległość. Patrząc na niego, nie potrafiła ukryć troski. Wyglądał wręcz okropnie: zapadnięte policzki, niezdrowy koloryt skóry, oczy zionące wyczerpaniem oraz niewymownym smutkiem. Nie po raz pierwszy przyłapała się na tym, że myślała, jak szczęśliwy mógłby być, gdyby nie zakochał się w tej kobiecie. Prawdopodobnie jako jedyna nagminnie wytykała Narze wady ukochanej; od wieku, po charakter, kończąc na sposobie ich zerwania.
Lecz po przesłuchaniu, całe jej dotychczasowe wyobrażenie osoby Temari rozpadło się niczym domek z kart.
– Nie miałam racji. – Błysk zdziwienia w spojrzeniu Shikamaru jej nie zraził. – Zawsze myślałam, że ta kobieta owinęła sobie ciebie wokół palca i zabawiała się twoim kosztem. Byłam przekonana, że jesteś dla niej tylko odskocznią, sposobem na zabicie nudy, ale pomyliłam się. Wspomnienia nie kłamią, a ja zobaczyłam w nich wystarczająco wiele, by zrozumieć prawdę.
Speszony odwrócił wzrok. Może i często zwierzał się Ino ze swoich problemów, jednak nigdy nie nie patrzył jej wtedy w oczy. Który facet by tak potrafił?
– Po trochu ci tego zazdroszczę. Kocham Sai’a i jest mi z nim dobrze, ale nigdy nie połączy nas więź podobna do waszej.
– Zmierzasz do czegoś?
Promienie księżyca padały na nich prostopadle, przez co mogła dostrzec tylko połowę twarzy Shikamaru. Jednak tyle wystarczyło, by zauważyła nadmierną bladość skóry i drganie mięśni żuchwy, wywołane zaciskaniem zębów.
Kiwnęła głową, by za nią podążył i sama ruszyła dróżką między nagrobkami. W marszu łatwiej jej się rozmawiało.
– Kiedy siłą wtargnęłam do umysłu Temari, w pierwszej kolejności próbowałam wyczuć czyjąś obecność. Byłam prawie pewna, że po prostu ktoś manipuluje jej ciałem, ewentualnie posługuje się techniką podobną do mojej. Ale nie, niczego takiego nie zarejestrowałam, rozumiesz? – Spojrzała na Shikamaru chcąc się przekonać, czy zrozumiał; jego postawa temu przeczyła. Z rozczarowaniem ponownie skierowała wzrok przed siebie. – Myślałam, że ten ktoś musiał świetnie maskować swoją obecność, więc wściekła natężyłam sensory chakry i nadal nic. Wtedy wkurzyłam się i w szale na siłę zaczęłam przeszukiwać wspomnienia Temari. Chciałam wiedzieć, co czuła atakując nas i czym się wtedy kierowała – bezskutecznie! Im więcej szukałam, tym mniej znajdywałam. W jej umyśle była tylko pustka, cały czas ta cholerna pustka.
Westchnęła z rozdrażnieniem, prostując i naprężając mięśnie palców. Idący tuż za nią Shikamaru milczał.
Dochodząc do głównej bramy cmentarza nieznacznie zwolnili kroku. W pewnym momencie zerwał się wiatr, a wraz z nim przesunęły się chmury na nieboskłonie, przysłaniając księżyc.
– W szpitalu dużo o tym wszystkim myślałam, przez co wkurzyłam Sakurę, bo zamiast opowiedzieć, co się stało, tylko zbywałam ją półsłówkami. Miałam już wychodzić z jej gabinetu, kiedy wbiegł do niego któryś z pielęgniarzy. Wzywali Sakurę do nagłego przypadku, jeden z chorych psychicznie pacjentów miał atak i pilnie potrzebowali jej pomocy. Nie wiem, co mnie tknęło, ale pobiegłam za nimi. Na miejscu zobaczyłam rosłego mężczyznę przypiętego do łóżka pasami bezpieczeństwa, które naprężały się do granic wytrzymałości. Był bardzo silny i agresywny, nie podziałały nawet podawane mu dożylnie zastrzyki uspokajające. Krzyczał, że zabije wszystkich skurwysynów, poczynając od Madary. Tak – przytaknęła, widząc, jak Shikamaru zbierał się do przerwania jej – ten człowiek jest skutkiem ubocznym wojny. Z resztą nie on jedyny, ale nie o tym miałam… Chodzi o to, że patrząc na niego, w jego oczy, dostrzegłam ten sam chłód co u Temari.
– Więc teraz myślisz, że oszalała? Przecież to nonsens…
– Nie, ona nie oszalała. Już po tym jak uspokoili tego faceta i został w sali sam, podeszłam do niego. Głupia ciekawość popchnęła mnie do złamania prawa shinobi – użyłam na nim swojej techniki. Chciałam się przekonać, czy i w jego przypadku zobaczę tę samą pustkę, którą zastałam w umyśle Tamari, ale nie. Ten człowiek nawet ogarnięty szaleństwem, rejestrował wszystko, co się działo dokoła. Widział Sakurę, widział innych medyków, może nie byli wyraźni, niektórzy nawet mieli zdeformowane twarze, ale ważne jest to, że ich pamiętał. Pamiętał wszystko.
Opuścili teren cmentarza. Do centrum wioski prowadziła stąd dróżka przez las, szeroka na pięć metrów. Słyszeli pohukiwanie sowy z oddali i szelesty chodzących między drzewami zwierząt. Będąc tu samą, Ino bałaby się przejść koło czarnej ściany. Niecałe sześć kilometrów dalej, oddzielony zaledwie drucianą siatką, znajdywał się Las Śmierci, z którego nieraz uciekały niechciane monstra. Lecz obecność Shikamaru gwarantowała jej bezpieczeństwo. Jelenie rodziny Nara zawsze cicho podążały za przedstawicielem klanu, odstraszając inne stwory.
Podczas czekania na dalsze słowa przyjaciółki, Shikamaru zapalił papierosa.
– I wtedy mnie olśniło – wznowiła, oplatając się ramionami; chłód nocy zaczynał dawać się we znaki – Pomyślałam: „Tylko człowiek opętany mógłby zachowywać się w ten sposób”. I wiesz co? – Zerknęła na chłopaka kątem oka, by upewnić się, że wciąż skupiała na sobie jego uwagę. Ten, wydusiwszy z siebie obłok dymu, skinął głową i podłapał wzrok przyjaciółki. – Zaczęłam w to wierzyć.
Shikamaru uśmiechnął się krzywo, unosząc przy tym tylko jeden kącik ust.
– W takim razie chyba doszliśmy do tych samych wniosków.
– Czyżby? – Zaśmiała się cicho. – A myślałam, że wciąż uważasz ją za niewinną.
– Jedno nie wyklucza drugiego – odparł, wzruszając ramionami. – Już sam fakt opętania świadczy o tym, że podczas popełniania zbrodni była niepoczytalna. Jeśli w ogóle jest winna, oczywiście.
– Jest winna – powiedziała z mocą. – Na własne oczy widziałeś, jak mnie zaatakowała. Mam stu procentową pewność, że wszystkie stawiane jej zarzuty są absolutnie słuszne.
– Problem polega na tym, że nie powinniśmy posądzać jej, a tę kobietę wewnątrz niej.
Ino nie potrafiła się z tym nie zgodzić, dlatego milczała. Przez kilka minut, podczas których Shikamaru zdążył wypalić kolejnego papierosa, szli w absolutnej ciszy. Skoro już się ze sobą zgadzali, wystarczyło, żeby obmyślili plan działania. Musieli wyjaśnić wszystko Naruto i innym, a także ustalić, co dalej. Paradoksalnie, rozwiązanie zagadki wcale nie ułatwiło sprawy, a uczyniło ją jeszcze bardziej skomplikowaną.
– Wiesz, nigdy nie wierzyłam w złe duchy. Wszystkie książki okultystyczne oraz stare przypowieści o opętaniu i egzorcyzmach uważałam za wyssane z palca bajki, jakimi dorośli straszyli dzieci. Traktowałam to wszystko z pobłażliwością. No bo proszę cię! Złe duchy? Wierzyłam w te dobre, które można przywołać za pomocą Techniki Wskrzeszenia. Ale żeby dusza powróciła na ziemię z własnej woli… To wydaje się… – Z trudem udało jej się znaleźć odpowiednie słowo: – Niepoprawne.
– Każde igranie z zaświatami wydaje się niepoprawne, między innymi dlatego Technika Wskrzeszenia jest zakazana – mówił z wyraźnym zmęczeniem.
Dzień pełen wrażeń odbił na nim swoje piętno. Nie miał już sił, a co najważniejsze chęci, żeby dalej rozmyślać nad sprawą Temari. Marzył o kilkugodzinnym śnie. Choć chwili odpoczynku, jednak wiedział, że nie będzie mu to dane. Jego umysł działał jak maszyna – nigdy nie kończył pracy, póki nie rozwiązał wszystkich ważnych problemów, a ten jeden spędzał mu sen z powiek od trzech tygodni.
Przekraczając granicę wioski, Shikamaru odruchowo skierował swe kroki w lewo, a Ino ślepo podążyła za nim, w uliczkę prowadzącą do dzielnicy, w której mieściła się kwiaciarnia Yamanaka i zarazem dom dziewczyny. Dopiero gdy stanął pod ich drzwiami, ponownie zabrał głos:
– Powinniśmy udać się do Naruto razem i wszystko mu wyjaśnić. Może być o ósmej?
Ino w odpowiedzi uniosła brwi. Nigdy nie lubiła składania raportów, dlatego zrzucała to na barki towarzyszy.
– Jeśli pójdę do niego sam, nie uwierzy mi – wyjaśnił.
Ino przytaknęła w końcu ze zrozumieniem. Z dłonią na klamce, w ostatniej chwili przekonała się do tego, aby dodać coś jeszcze:
– Myślę, że powinieneś się cieszyć. – Chłopak uniósł zdziwiony brwi, nie rozumiejąc, do czego jego przyjaciółka zmierzała. – To nie Temari zakończyła wasz związek, a kobieta, która zamieszkuje w jej ciele. Temari nadal coś do ciebie czuje. Jestem tego absolutnie pewna.
Z tymi słowami zostawiła go na ulicy, znikając za drzwiami.
~*~
Nie wiedziałam, jakim cudem przetrwałam noc.
Kiedy się obudziłam, leżałam w celi w całkowitej ciemności. Przynajmniej tyle zarejestrowałam między gwałtownymi wybuchami różnorakich kolorów pod powiekami. Miałam wrażenie, jakby ktoś na raz wypuścił w nocne niebo miliard fajerwerków. Cały rytuał powtarzał się za każdym razem, gdy zamykałam oczy. Co gorsza, nie mogłam uniknąć tej cholernej „tęczy”, bo utrzymanie powiek w górze dłużej niż pięć sekund było niemal niemożliwe ze względu na ból rozsadzający czaszkę od środka.
Przeżywałam istny horror i nawet nie potrafiłam określić, czy na jawie czy we śnie.
– Jeśli będziesz nieposłuszna, pożałujesz tego. – Usłyszałam obcy głos dochodzący gdzieś z oddali.
Z trudem uniosłam wzrok, spodziewając się zobaczyć obdrapany, pokryty pleśnią sufit. Nade mną stał jednak mężczyzna w czarnym stroju. Twarz rozświetlały mu płomienie zawieszonych w pomieszczeniu pochodni. Skąd się tam wzięły? Nie było ich w celi nigdy wcześniej, a z pewnością nie zostałam przeniesiona do innej.
Chyba.
– Jesteś tylko kobietą. Słabą kobietą potrzebną do rodzenia dzieci. Powinnaś znać swoje miejsce.
Na policzkach narysowane miał czerwone, odwrócone trójkąty. Intuicyjnie utożsamiłam je z klanem Inuzuka. Kiba? Nie, to nie mógł być on, przecież bym go rozpoznała. Więc kto?
Przykucając, rozkraczył się nade mną. Płomień wyostrzył rysy jego twarzy, jednak nadal ich nie rozpoznawałam.
– Rozsuń nogi, kobieto, inaczej sam to zrobię.
Poczułam obce, a jednak tak znajome dłonie sunące wzdłuż wewnętrznej strony ud. Zatrzymał je dopiero przy kroczu. Nagle zdałam sobie sprawę, że leżałam nie na zimnej podłodze, a na łóżku – w dodatku całkowicie naga. Nieznajomy zaczął niespiesznie masować łechtaczkę.
– Więc jak będzie?
Rozluźniłam mięśnie przywodzicieli i poddałam się mężczyźnie. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl o Shikamaru, niewyraźna niczym wspomnienie z lat dziecięcych, całkowicie nieważna.
Ból głowy zaatakował z pełną mocą, więc przymknęłam powieki. Feeria kolorów wywołała mdłości i niekontrolowanie zwymiotowałam żółcią. Śmierdzący kwas rozlał się po kącikach ust, zakrztusiłam się i odkaszlnęłam kilka razy. W następnej chwili ciepła ciecz rozlała się dokoła mnie poniżej pasa. Chyba znowu się z sikałam. Albo jeszcze gorzej.
W pewnym momencie podjęłam walkę. Spróbowałam wstać z podłogi podparłszy się o zimną posadzkę ramionami. Drżałam na całym ciele, ale w końcu byłam silna, prawda? Skoro potrafiłam zebrać energię do działania w dużo gorszej sytuacji niż ta, to mogłam też wstać z tej cholernej podłogi. Z trudem udało mi się przyjąć pozycję siedzącą. Swoją brawurę przypłaciłam rozsadzającym łeb pulsowaniem w skroniach. Głowa, ciężka jak ołów, latała mi na boki. Znów zwymiotowałam, nieomal mdlejąc.
Otworzywszy oczy dokoła zobaczyłam kałużę gęstej, ciemnej krwi.
– Dlaczego to zrobiłeś? – powiedziałam drżącym głosem.
– Nie zasługiwała na życie, tak samo jak ty nie zasługujesz na moją litość.
– Była twoją córką!
Oszołomiona spojrzałam na swoje ręce; podtrzymywałam nimi główkę dziewczynki o czarnych włoskach i sinobiałej cerze. Odciśnięte na jej policzkach krwawe ślady palców niemiłosiernie kontrastowały z bladością twarzy. Była piękna i bez wątpienia martwa. Miała nie więcej niż pięć lat.
– Posiadam jeszcze inne dzieci – odparł mężczyzna. – I inne kobiety. Zejdź mi z oczu, inaczej podzielisz jej los.
Później pojawiające się obrazy stały się zbyt zamazane i chaotyczne, bym mogła je złączyć w logiczną całość. Żywiłam nadzieję, że jedynie śnię, lecz wciąż nawracające sceny były zbyt realne, żeby w to w pełni uwierzyć.
Ponadto emocje poświadczały ich prawdziwość.
Budziłam się raz po raz. Spoglądając w niewielkie okno u szczytu celi, rejestrowałam upływ czasu – widniało. Jednak w pełni rozbudziłam się dopiero, kiedy poczułam czyiś dotyk na skroniach. Szarpnęłam się gwałtownie w tył, próbując uciec obcym dłoniom. Poniewczasie zorientowałam się, że dawały ukojenie w bólu.
– Spokojnie, spokojnie, chcę ci pomóc.
Ino. Natychmiast rozpoznałam ten głos i wpadłam w panikę. Skoro mnie dotykała, oznaczało to kolejne przesłuchanie, kolejne grzebanie w pamięci, którego – wiedziałam – już nie zniosę.
– Nie! – krzyknęłam, zakrywając głowę ramionami i starając się skulić jak najbardziej, by jednocześnie uciec z zasięgu jej rąk. Może przez materiał ubrania nie zdoła użyć swojej techniki? Może w pozycji embrionalnej uda mi się zebrać siłę do obrony przed atakiem na obolałą, zszarganą podświadomość. Może w ten sposób ochronię swój umysł. – Zostaw mnie, proszę, ja nic nie wiem, nic więcej nie wiem, proszę, błagam… – jęczałam zrozpaczona.
Podczas mówienia ból się nasilał, w skroniach pulsowało coraz mocniej. Z tego wszystkiego zaczęłam się trząść niczym osika.
– Temari, uspokój się. Nie chcę zrobić ci krzywdy, chcę ci pomóc.
– Kłamiesz! – krzyknęłam łamiącym się głosem. Myślałam, że moja czaszka zaraz pęknie dokładnie w połowie, a następnie rozleci się na miliard małych kawałeczków. Oszaleję z tej agonii…
– Przesłuchanie się skończyło, teraz chcę naprawić szkody, jakie wyrządziłam. Złagodzę twoje cierpienie, dobrze? – mówiła cierpliwie, delikatnym szeptem, w sposób, w jaki dorosły zwraca się do dziecka. – Już dobrze. Opuść ręce. Pozwól sobie pomóc, opuść ręce.
Ujęła moje dłonie w swoje i niepośpiesznym ruchem próbowała je wyplątać z brudnych włosów. Jeszcze chwilę się spierałam, zanim opadłam z sił i musiałam pogodzić się ze wszystkim, co przyniesie los. Czy to kolejne przesłuchanie, czy ukojenie…
Z ulgą przyjęłam to drugie.
Położywszy ręce na moich skroniach, Ino zaczęła je masować. Z jej skóry emanowało dziwne ciepło, wsączające się powoli w tkanki skóry, kości, aż w końcu w umysł. Nie wiedziałam, co zrobiła, ale miałam wrażenie, jakby otoczyła go miękką, chłodną szmatką. W podobny sposób leczy się obrzęki lub naciągnięte mięśnie.
Odprężyłam się, pozwalając sobie na ułożenie głowy na dłoniach dziewczyny. Zupełnie wyczerpana ciągłą walką, marzyłam o śnie niezmąconym koszmarami, o chwili błogiego spokoju, który nadszedł nagle, właśnie teraz…
I równie szybko zniknął.
– Przepraszam, ale to musi ci na razie wystarczyć – powiedziała, powoli odchylając moją głowę w tył; oparła ją o ścianę tuż za mną. Zabrała ręce i ból powrócił, był jednak znacznie mniejszy. Patrzenie nie sprawiało już problemu.
– Dziękuje. – Mówienie również.
Ino wstała z kucek, odsuwając się na znaczną odległość. Wpatrując się w nią dostrzegłam, jak marszczy nos w niezadowoleniu, jednocześnie na twarzy mając wymalowane współczucie, może nawet zmartwienie.
Rozejrzałam się dokoła i zrozumiałam, co wywołało grymas dziewczyny. Zgadywałam, że byłam zbyt osowiała na czynniki zewnętrzne, żeby odczuć unoszący się w celi smród. W kilku miejscach na podłodze znajdowały się mokre plamy, prawdopodobnie po wymiocinach i oddaniu moczu. W niektórych kałużach zauważyłam też ciemniejsze odcienie po fekaliach. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak zwykłe fizjologiczne odruchy mogły człowieka upodlić – stałam się na to żywym dowodem.
– Zaprowadzę cię pod prysznic. – Ino stała już poza celą, w ramionach trzymając jakieś zawiniątko. Domyśliłam się, że przyniosła mi czyste ubrania i ręcznik.
– Wypuszczacie mnie? – spytałam nieufnie, nie chciałam robić sobie nadziei i, jak się okazało, słusznie.
Yamanaka posłała mi przepraszający uśmiech.
– Przenosimy.
Woda była letnia, w końcu w więzieniu nie miałam co liczyć na luksusy. To jednak wystarczyło. Ciecz przyjemnie obmywała poturbowane ciało, szare mydło skutecznie pozbywało się brudu. Ta cudowna namiastka normalności stanowiła miłą odskocznię po ciągu upokorzeń i sytuacji rodem z horroru, jakich doświadczyłam.
Zarówno idąc do łaźni, jak i później, gdy zmierzałyśmy do mojego nowego lokum, nerwowo rozglądałam się na boki w poszukiwaniu Shikamaru. Z jednej strony nie chciałam, żeby zobaczył mnie w takim stanie – zarzyganej, obsikanej i obsranej – z drugiej pragnęłam go zobaczyć chociaż na moment. Jedno spojrzenie w oczy by wystarczyło, abym sprawdziła, czy nadal uważał mnie za morderczynię. Nie spotkałyśmy jednak nikogo.
Po umyciu się, ubrałam podarowane ciuchy. Czarne materiałowe spodnie, bawełnianą koszulkę i bluzę pachnącą Shikamaru – nie miałam wątpliwości, że ta jedna rzecz należała do niego. Ino zadbała również o bieliznę, choć korytarze musiałam pokonać na bosaka. Gdy wyszłam z łaźni, podała mi jeszcze grzebień i szczoteczkę do zębów wraz z pastą. Niby drobnostki, ale to właśnie nimi zyskała sobie moją wdzięczność i zaufanie – przynajmniej częściowe.
Czysta, nabrałam nieco pewności siebie i optymizmu. Taki obrót spraw musiał przecież coś znaczyć. Jeśli nadal uważaliby mnie za winną, nie pozwoliliby mi opuścić celi i to bez kajdan, a tak właśnie się stało. Nie zadbaliby też o mój komfort. Prawda?
Dlatego stanąwszy przed białymi drzwiami, które Ino otwierała kluczem, byłam wyprostowana. Stłumiłam poczucie zagubienia i zagrożenia, na twarz przybrałam maskę spokoju i weszłam do środka.
– Twoja nowa cela – odezwała się Yamanaka i na powrót zakluczyła drzwi. Tyle z wyczekiwanej wolności. – Chyba trochę lepsza niż poprzednia, co?
Rzeczywiście, była o niebo lepsza. Białe ściany, dwa małe okienka pod sufitem – co prawda wciąż zakratowane, ale dające wystarczająco dużo światła. Dodatkowo zawieszona przy ścianie prycza z pościelą i niewielki stolik z lampką i metalowym krzesłem. No i kibelek, zdecydowanie najlepszy punkt programu.
– Jest świetnie – odparłam, przysiadając na pryczy. Materac był cienki, ale po tygodniach spania na zimnej podłodze, wydawał się mięciutki niczym posłanie z puchu. – Więc… O co z tym wszystkim chodzi?
Nie potrafiłam dłużej trzymać języka za zębami. Musiałam się dowiedzieć, co odkryli na ostatnim przesłuchaniu. Dlaczego, gdy się ocknęłam, całowałam Shikamaru, jednocześnie trzymając nóż przy jego szyi? I dlaczego Ino użyła siły?
Yamanaka z westchnieniem sięgnęła po krzesło i na nim usiadła, nie więcej niż metr ode mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że na prawym nadgarstku miała opatrunek. Gdy zrozumiała na co patrzę, uniosła rękę nieco wyżej.
– Pamiętasz, jak to się stało? – spytała wskazując na bandaże. Marszcząc brwi pokręciłam głową. – To ty złamałaś mi ten nadgarstek, Temari.
– Nieprawda, pamiętałabym… – zaprzeczyłam, lecz szybko mi przerwała.
– Właśnie o to chodzi. Nie pamiętasz, ale to zrobiłaś.
– Nie rozumiem – wyznałam szczerze.
– Wytłumaczę ci wszystko, albo przynajmniej postaram się to zrobić, jednak najpierw… – przerwała i zaczerpnęła głębokiego oddechu. Zupełnie jakby biła się z własnymi myślami, od czego powinna zacząć. Czekałam cierpliwie. Jedyne, czego pobyt w więzieniu mnie nauczył, to bezgranicznej cierpliwości. – Mam do ciebie kilka pytań. Mogą ci się wydać trochę dziwne, może nawet bezsensowne, lecz proszę cię, żebyś odpowiedziała na nie szczerze i przyjęła je ze spokojem.
Przy takim wstępie nie mogłam być spokojna, mimo to przytaknęłam.
– Okej.
Poruszyła się niespokojnie na krześle. To dziwne, ale chyba była całą sytuacją bardziej zestresowana, niż ja sama.
– Co pamiętasz z przesłuchania?
Wszystko, przecież to oczywiste! – chciałam krzyknąć. Powstrzymałam się w ostatniej chwili, przypominając sobie słowa dziewczyny: „Mogą wydać ci się trochę dziwne, może nawet bezsensowne”.
– Chyba wszystko do momentu omdlenia.
Zrobiła zdziwioną minę.
– Omdlenie? Myślisz, że zemdlałaś? – dopytywała, czego już zupełnie nie rozumiałam. Resztkami samokontroli powstrzymałam się przed wybuchem irytacji.
– Przecież tak było – odparłam niezadowolona. – Zaczęłaś gadać głupoty o moim rozstaniu… z Shikamaru… Coś, że to nie ma sensu, a potem zemdlałam. I ocknęłam się chwilę przed tym, jak wtargnęłaś mi do głowy i zrobiłaś z mózgu papkę.
– Na przesłuchaniu z Ibikim też zemdlałaś?
– Tak – odparłam z mocą. Zaraz jednak zwątpiłam. Tak naprawdę nie potrafiłam stwierdzić, co tam się wydarzyło. W końcu ktoś go zamordował, a narzędzie zbrodni z jakiegoś powodu znajdowało się w moich rękach. Wszystkie dowody wskazywały na mnie. – A przynajmniej tak to pamiętam. Już sama nie wiem.
Chciałam dalej się bronić, ale wtedy w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Ino się zmieszała i pośpiesznie wstała z miejsca, by odkluczyć drzwi. W przejściu stanął Shikamaru; ledwie na mnie zerknął, dostałam palpitacji serca. Usta zapiekły na wspomnienie niedawnego pocałunku.
Potrzebowałam więcej. Potrzebowałam jego bliskości.
Dlaczego właściwie to nie on ze mną rozmawiał, tylko Ino?
Podał Yamanace talerz z jedzeniem i zadał szeptem pytaniem. Dosłyszałam tylko jej odpowiedź: „Dopiero zaczynamy”. Zaraz po tym wyszedł.
Ino powróciła na miejsce i wręczyła mi talerz. Ta sama więzienna papka co zwykle – dziś wyjątkowo miałam ochotę jej skosztować.
Rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie drzwiom.
– Później przyjdzie cię odwiedzić. – Właściwie nie powinnam się dziwić, że tak łatwo mnie przejrzała, skoro po ostatnim przesłuchaniu znała całe moje życie od podszewki. Mimo to z zażenowaniem spuściłam głowę, widelcem rozbełtując jedzenie. – Oboje stwierdziliśmy, że ja powinnam z tobą porozmawiać i ci wszystko wyjaśnić. Poza tym… Wiedziałam, jakie mogą być skutki mojej techniki, dlatego wolałam oszczędzić mu widoków… I tobie upokorzeń.
Tak, jak też tak wolałam.
– W końcu każda z nas chce się pokazać ukochanemu z jak najlepszej strony, mam rację? – zaszczebiotała słodkim głosikiem. Prawdopodobnie po prostu starała się być miła. Nie wyszło.
– Przejdź do rzeczy – warknęłam. W żadnym wypadku nie zamierzałam się jej zwierzać ze swoich uczuć. – O co ci chodzi z tymi omdleniami?
– Jeszcze moment. – Dwa razy z rzędu odgarnęła z czoła długą grzywkę. – Miałaś kiedyś do czynienia z okultyzmem?
– Skąd ten pomysł?
– Odpowiedz. I poważnie zastanów się nad pytaniem.
Byłam całkowicie skonfundowana, jednak spełniłam prośbę. Z początku byłam absolutnie pewna, że nigdy nie bawiłam się w coś podobnego – tylko fanatyczne świry się tym jarały. Jednak po zastanowieniu doszłam do innego wniosku. Przypomniałam sobie misję, na której znalazłam obraz z uwiecznioną na nim kobietą z dwoma wachlarzami wiszący obecnie w mojej sypialni w Sunie.
– Podczas jednej z misji w ruinach znalazłam zamknięty pokój. W środku był zakurzony, ale generalnie rzecz ujmując, dobrze zachowany. Znalazłam tam pewien obraz i regał z książkami. Zaczęłam czytać jedną z nich. – Wzruszyłam ramionami. – Traktowała o okultyzmie, ale przeczytałam zaledwie kilkanaście stron. Była tak stara, że niektóre kartki rozsypywały się, kiedy je przewracałam. – Ino przytaknęła, wyglądając na przerażoną. Niebieskie oczy miała szeroko rozwarte. – Powiesz mi w końcu skąd te pytania?
Zaczęła przytakiwać jeszcze gorliwiej.
– Jedz, w tym czasie ci wszystko wyjaśnię.
Właściwie straciłam apetyt, lecz mimo to nabrałam trochę brei na widelec. W brzuchu huczało mi od pustki.
– Po pierwsze, nie zemdlałaś ani podczas wczorajszego przesłuchania, ani u Ibikiego. Straciłaś świadomość, ale nie zemdlałaś. Twoje ciało się poruszało, ponieważ… – Przełknęła ślinę, jakby nie potrafiła zmusić się do wypowiedzenia ostatnich słów. Sama natomiast z tytanicznym trudem przełknęłam kawał mięsa, który nieomal nie stanął mi w gardle na szokujące wieści. – Wszystko wskazuje na to, Temari, że zostałaś opętana.
Ino przedstawiła sprawę bardzo klarownie, zużywając na zadawane przeze mnie pytania prawdopodobnie całą swoją cierpliwość. Później wyszła z celi, na odchodne radząc, żebym „przemyślała sobie wszystko na spokojnie”.
Świetna rada. Doprawdy…
Nerwowo chodziłam po pokoju nie mogąc się uspokoić. Do cholery! Jak mogłam usiedzieć w jednym miejscu, kiedy myśli goniły na łeb, na szyję, nieustannie ścigając się o pierwszeństwo.
„Zostałaś opętana”. Dwa słowa, a pozwoliły mi zwątpić w całe swoje jestestwo. W końcu skoro byłam opętana, to jaką miałam gwarancję na to, że w ogóle mam wpływ na swoje życie? Że kiedykolwiek miałam? Może ta podła istota ingerowała w nie już wiele razy, ja natomiast nie miałam o tym zielonego pojęcia.
– Jak do tego doszliście?
– Nie znam drogi dedukcji Shikamaru, ale mnie na ten trop naprowadził sposób waszego zerwania.
– To znaczy?
– To, że nie pamiętasz, co zdarzyło się naprawdę. Według mnie nie zrobiłaś tego ani ty, ani Shikamaru, a Nieznajoma zamieszkująca twoje ciało.
Z bólem musiałam przyznać, że teoria miała ręce i nogi.
Tak wiele razy kłóciłam się z Shikamaru o ten przeklęty wieczór. Nie wierzyłam mu, wyzywałam od najgorszych drani, uważałam go za kłamcę, kiedy w rzeczywistości nie zasługiwał na nazwanie go żadnym z tych słów.
Był niewinny. Problem stanowiłam wyłącznie ja i niestety nie można było go tak łatwo rozwiązać.
– Wiecie w jaki sposób… To coś się we mnie dostało?
– Shikamaru podejrzewa, że duszę zapieczętowano w jakiejś rzeczy, ale nie mamy pewności.
– Może książka?
– Może. Możliwe też, że przeczytane z niej słowa uwolniły duszę, ale to tylko szybkie spekulacje.
– Nienawidzę spekulacji. Potrafią wprowadzić człowieka w bardzo duży błąd.
Wiele nocy spędziłam na kontemplowaniu o naszym związku. Zastanawiałam się, co by było gdyby... Gdybym wysłuchała jego wersji i zaakceptowała ją, jako tę prawdziwą. Czy wszystko wróciłoby do normy? Czy potrafiłabym na nowo mu zaufać? Bez obaw otworzyć szkielet, pozwolić wziąć co tylko zechce, nawet serce, które wcześniej wrzucił do niszczarki…
Nie potrafiłabym – tak twierdziłam. Duma powstrzymywała mnie przed zrozumieniem prawdy, która była brutalna, a zarazem tak banalna i oczywista; oddałabym mu wszystko, gdyby tylko udowodnił swoją niewinność. Gdyby szczerze wyznał, że kocha.
– Znajdziecie sposób, żeby ją ze mnie wyciągnąć, prawda?
– Jasne… W końcu sprawą zajmuje się największy mózg w Konoha. Jeśli on nie da rady, to nie wiem, kto mógłby.
I wyznawał. Każdym krokiem, spojrzeniem i oddechem w mojej obecności. Nawet prowadząc mnie jako więźnia do Konohy, albo na samo przesłuchanie... Roztaczał dokoła aurę bezpieczeństwa. Podświadomie wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi. Sęk w tym, że nie potrafiłam tego dostrzec. I docenić.
Położyłam się na łóżku i zwinęłam w kłębek, wtulając twarz w poduszkę. Poszewka śmierdziała stęchlizną i lekką wilgocią, jednak była miękka, więc stanowiła miłą odmianę po nocach spędzonych na twardej podłodze. Sam zapach również nie wywoływał wstrętu; w porównaniu do fetoru mocznika i wymiocin, podchodził pod rangę fiołków na łące.
Gdyby nie powracająca migrena i towarzyszące jej urojenia, mogłabym się nawet odprężyć…
Bałam się zamykać oczy, dlatego mimo bólu głowy, walczyłam z opadającymi powiekami. Póki ich nie zamknę, póki nie zapadnę w sen… Złe majaki nie wrócą. Nie ujrzę mężczyzny z wymalowanymi na twarzy odwróconymi trójkątami, nie poczuję na rękach krwi niewinnej dziewczynki, nie zapała we mnie żywa nienawiść do facetów… Pozostanę s o b ą.
Na pukanie do drzwi zareagowałam krótką odpowiedzią „wejść!”.
Zdążyłam już zapomnieć o wzmiance Ino, jakoby Shikamaru miał przyjść w odwiedziny, dlatego jego widok niemało mnie zaskoczył. Spoglądając w stronę wejścia, nie mogłam uwierzyć, że naprawdę niepewnym krokiem wchodzi do pomieszczenia, niemal bezdźwięcznie zamykając drzwi. Nieznośnie słyszalny natomiast okazał się zamek – szczęk kluczy dosadnie przypomniał o wciąż aktualnym uwięzieniu, bądź co bądź, w celi.
Bez słowa, wciąż leżąc, obserwowałam jego ciche kroki. Zbliżał się nieśpiesznie, jakby sam nie był przekonany, czy właściwie zrobił przychodząc tutaj. Nie zatrzymał się przy, stojącym obok wezgłowia pryczy, krześle. Przystanął dopiero przy przeciwległym końcu i usiadł na krawędzi materaca, jakieś dwadzieścia centymetrów obok moich stóp – wyczuwałam bijące od niego ciepło. Oddychał wolno, spokojnie. Szerokie plecy wyglądały na spięte, pod czarnym golfem odbijały się żelazne mięśnie.
Był już późny wieczór. Za małymi okienkami przez kłębiaste chmury przyświecał księżyc, właściwie dostrzec można było jedynie jego łunę. Celę oświetlała niewielka lampka nocna, tworząc przytulny półmrok.
Przymknęłam powieki, znużona dłużącym się milczeniem oraz uciążliwym pulsowaniem w głowie. Potrzebowałam chwili ukojenia. Pożałowałam, że przed wyjściem Ino odmówiłam ponownego leczenia, unosząc się głupią dumą. Szok spowodowany nawałem informacji również zrobił swoje.
Niespodziewanie poczułam za plecami ciepło. Materac ugiął się i zaskrzypiały sprężyny, kiedy Shikamaru położył się tuż za mną. Po chwili, z wyraźnym wahaniem, oplótł ramieniem moją talię.
Oczy zaszły mi łzami, a serce zaczęło galopować jak szalone. Spodziewałam się suchej rozmowy, ewentualnie przedstawienia planu działania – nie wątpiłam, że jako główny strateg Konoha, miał ułożonych ich już kilka. Czekałam na przedstawienie faktów i licznych teorii na temat duchów. Propozycji sposobu na wyciągnięcie tej kobiety ze mnie.
Rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania – o dziwo, pozytywnie.
I ten zapach, odurzająca mieszanka dymu papierosowego, lekkiego potu i męskich perfum…
Załkałam z jękiem, wypuszczając z płuc wstrzymywane powietrze. Naraz uścisk Shikamaru się wzmocnił, całkowicie niwelując dystans między naszymi ciałami. Ta bliskość była zbyt wyczekiwana, zbyt cudowna, żeby mogła być prawdziwą.
– To sen? – wychrypiałam między łkaniami. Głos miałam ściśnięty emocjami. Drżał, tak samo jak całe moje ciało. – Bo o ile się nie mylę, nie powinieneś się tak spoufalać z więźniem.
Wtulił twarz w moje włosy.
– Ćśś – mruknął. – Kiedy milczysz, jesteś zdecydowanie mniej upierdliwa.
Parsknęłam śmiechem przez łzy. Upierdliwa. Ile to już lat nie słyszałam tego oskarżenia z jego ust? Ile to już razy ktoś inny, tym jednym słowem, przypominał mi o Shikamaru?
Zbyt wiele lat. Zbyt wiele razy.
– Boję się, wiesz? – szeptałam, bawiąc się rogiem poszewki od poduszki. – Cholernie boję się tego, że znowu to coś przejmie nade mną kontrolę. Że całkowicie stracę siebie.
– Ja też się boję.
– Czego? Przecież to ja jestem opętana przez jakąś wariatkę.
– Tego, że znowu cię stracę.
Och. Po raz kolejny poraził mnie prostolinijnością swojego działania. Przeniósł rękę z mojej talii na ramię i odgarnął dłonią włosy, odkrywając szyję. Zaczął sunąć opuszkami palców po delikatnej skórze, dokładnie tak, jak zwykł to robić niegdyś.
– Skąd pewność, że mnie odzyskałeś? – Nie potrafiłam w porę ugryźć się w język. Natomiast gdy powiedziało się A, należało też powiedzieć B. – Te minione lata… Oboje się trochę zmieniliśmy, oboje wiele przeszliśmy. Wydorośleliśmy. Myślisz, że po tym wszystkim, potrafilibyśmy być jeszcze razem?
Wątpliwości są rzeczą ludzką, prawda?
– Mówiłem już, lepiej wychodzi ci milczenie.
– Miałam na myśli… – Westchnęłam. – Widziałeś mnie w najgorszej mojej wersji. Poniżaną przez Ibikiego. W kałuży jego krwi. We własnych wymiocinach. Opętaną, kiedy próbowałam cię zabić… – Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogłabym zrobić mu krzywdę. – Nie próbuj mi nawet wmówić, że nie zostawiło to na tobie piętna. Że nie czujesz do mnie odrazy, obrzydzenia.
– Gdyby tak było, nie leżałbym tu teraz, nie sądzisz?
Wciąż gładził delikatnie moją szyję.
– Ja czuję do siebie odrazę – wyznałam. – Kiedy Ino mi o wszystkim opowiedziała, chciałam zwrócić zjedzony posiłek i prawie to zrobiłam. Ibiki nie był święty, ale nie miałam żadnego prawa go zabijać.
– Nie ty go zabiłaś…
– Tak samo jak tych innych mężczyzn. Nie otrzymałam rozkazu egzekucji od Gaary, nie zostałam nawet wysłana na misję. Zabiłam ich z zimną krwią, a nawet tego nie pamiętam.
– Nie byłaś sobą.
– Masz racje, nie byłam. Ponieważ okazałam się na tyle słaba, żeby dać się opętać. – Zaśmiałam się gorzko, oczy znów miałam wilgotne. – Zobacz, jak żałośnie i irracjonalnie to brzmi! Nie możesz kochać osoby, którą się stałam, nie daję ci na to pozwolenia, rozumiesz? Dlatego nie myśl, że mnie odzyskałeś.
Na chwilę zapomniałam, jak oddychać, wsłuchana w miarowy oddech Shikamaru. Czekałam na jego reakcję. Jakąkolwiek.
Zaprzestał pieszczot na karku i chwycił mnie za podbródek, zmuszając do zerknięcia na niego przez ramię. Była to najgorsza z możliwych opcji i odniosłam wrażenie, że doskonale o tym wiedział. Wiedział, że wstydziłam się wzbierających na nowo w oczach łez. Próbowałam uciec od niego wzrokiem, ale w takiej pozycji było to cholernie trudne. W czarnych tęczówkach odbijał się blask lampki nocnej. Jego ciepły oddech owiał moje usta…
Nie pocałował mnie.
Nic nie powiedział.
Puścił mój podbródek, na powrót zamykając moje ciało w żelaznym uścisku ramion.
– Śpij – polecił. – Na twoje nieszczęście, nie zamierzam słuchać tego głupiego gadania. Ja tu dowodzę, ty jesteś tylko więźniem pod moją musztrą.
Zamrugałam kilkakrotnie, a wstrzymywane przez rzęsy łzy spłynęły po policzkach. W głowie, pulsującej bólem zdecydowanie mniejszym, niż wcześniej, pojawiła się myśl, którą bez zastanowienia wypowiedziałam na głos:
– Wy, mężczyźni, zawsze próbujecie mieć nad wszystkim złudną władzę…
"Umiem tylko kochać. Nie umiem być kochana.
Nigdy nie umiałam – nawet jako dziecko.
Prosiłam, modliłam się o czyjąś czułość,
o uwagę – zawsze dostawałam jej za mało.
Byłam tylko samotną dziewczynką w obcym świecie
i chyba ciągle nią jestem."
Roma Ligocka Dobre dziecko